Znalazłam pewne moje myśli sprzed jedenastu
lat i pomyślałam sobie, czy nadal są aktualne. Ciągle, przed każdym
opublikowanym tekstem, mam tysiące obaw, czy zostanę dobrze zrozumiana, czy to,
co myślę i czuję w głębi serca, powinno ujrzeć światło dzienne. Przecież ich źródłem
są moje osobiste, duchowe przeżycia. Boje się, że zostanę wyśmiana, skrytykowana…
Wprawdzie powtarzam sobie, iż
najważniejsze, aby Pan Bóg o mnie dobrze myślał, jednak gdzieś wewnątrz tli się
obawa przed osądem innych.
Ludzie generalnie niechętnie mówią o
tym, co myślą i czują, zwłaszcza, gdy dotyczy to tak delikatnej sprawy, jaką
jest nasza wiara. Bardzo często – wbrew swojej woli! – uczestniczymy w
dyskusjach dotyczących Kościoła, kapłanów – najczęściej bardzo krytycznych. Nie
potrafimy (a może – nie chcemy?) mówić o swoich przekonaniach, o swej wierze,
by zaświadczyć o przynależności do Chrystusa. I o dobru, które przecież jest!
Czasem jednak chciałoby się głośno
wypowiedzieć swoje myśli będące świadectwem przyjaźni z Chrystusem i przynależności
do wielkiej rodziny chrześcijańskiej. Jak kiedyś napisałam – to jest moje
wyznanie wiary!
Na podstawie ilości czytających moje
słowa śmiem ufać, że to co piszę, ma sens i jest przydatne. I za to bardzo
dziękuję wszystkim moim Czytelnikom! Dodajecie mi odwagi!