W ostatnich dniach prawie codziennie w czasie Mszy św. słyszymy o uzdrowieniach dokonanych przez Jezusa w czasie Jego ziemskiej wędrówki… Wsłuchując się w słowa Ewangelii, przypominam sobie dzień 26 lipca 1996 roku, kiedy to do Polski przybył o. Emilian Tardiff
Jeżeli ktoś nie wie, kim był, to kilka słów wyjaśnienia z internetu: Ojciec Émilien Tardif, m.s.c. jest jedną z najważniejszych postaci Ruchu Charyzmatycznego. Urodził się w Kanadzie 6 czerwca 1928 roku. Jest misjonarzem w Republice Dominikany od 40 lat. Był również profesorem Niższego Seminarium, naczelnym redaktorem pisma rodzinnego, przełożonym prowincjalnym Zgromadzenia. W czerwcu 1973 roku zachorował na gruźlicę. Stan jego był bardzo poważny i musiał powrócić do Kanady. W szpitalu gruźliczym w Quebec, zanim rozpoczęto leczenie, odwiedziło go 5 osób z grupy charyzmatycznej, aby się nad nim pomodlić w jego pokoju. W ciągu kilku dni został całkowicie uzdrowiony. To był punkt zwrotny w jego kapłaństwie. Zaczął interesować się Ruchem Odnowy Charyzmatycznej, aby lepiej poznać problem Nowej Pięćdziesiątnicy, jaką Pan przyobiecał Swemu dzisiejszemu Kościołowi. Stopniowo rozwinął się u niego dar uzdrawiania. Przypisuje się jego wstawiennictwu nawet uzdrowienia z raka oraz z ostatniego stadium AIDS. Pan uczynił z tego daru cudowne narzędzie wspomagające jego pracę ewangelizacyjną.
( voxdomini.com.pl/stow/pltardif.html
Ojciec Tardiff zmarł w czerwcu 1999 roku.
W 1996 roku był kilka dni w Polsce, między innymi w Gorzowie. (gościł również w telewizji). Nie pamiętam już, kto zorganizował wyjazd… Pojechałam wraz z kilkoma naszymi parafianami… Spotkanie miało się odbyć na peryferiach miasta; pamiętam ogromną łąkę, która bardzo szybko zapełniała się ludźmi… Przybywali zdrowi i chorzy; tych ostatnich często przynoszono na łóżkach, wielu podpierało się kulami… Było w tym uderzające podobieństwo do tych ewangelicznych spotkań Jezusa z chorymi… Tłum gęstniał coraz bardziej, ostatecznie zgromadziło się ponad pięć tysięcy ludzi… Pamiętam niezwykle podniosłą, ale równocześnie bardzo radosną atmosferę tego spotkania! Rozpoczęło się ono Mszą św. – odprawiał ją o. Tardiff w koncelebrze z kilkoma kapłanami… Prawie wszyscy wierni przystąpili do Komunii św. Po Mszy św. kapłan gorliwie się modlił, stał na wzniesieniu, był zatem widoczny dla wszystkich… Czekaliśmy w wielkim skupieniu i ciszy… Ojciec Tardiff zaczął przywoływać chorych…
Szczególnie utkwił mi w pamięci moment, gdy wezwał w imię Jezusa Chrystusa tych najbardziej doświadczonych przez los – przyniesionych na łóżkach… Na naszych oczach wstawali, zabierali swoje łoża i szli w kierunku ojca Tardiffa. Szli o własnych siłach, wołając Hosanna… Był to tak niezwykły widok – do dzisiaj mam go w żywej pamięci… Zdawało się (nie tylko mi!!!), że to sam Chrystus przechodzi wśród chorych, kładzie na nich ręce, błogosławi i uzdrawia.
To wszystko było tak niezwykłe, ale prawdziwe!