No, tak, na świecie dzieją się najróżniejsze
rzeczy, coraz więcej kataklizmów i smutku zarazem, a ja ciągle o Panu Jezusie,
o bezgranicznym zaufaniu i Jego opiece… I
pewnie niejeden z Was myśli sobie, gdzie ja żyję. Czy na innej planecie? Czy może
nic mnie nie obchodzi? Czy nie widzę ludzkiego cierpienia?
Nic bardziej mylnego! Obchodzi mnie wszystko, co widzę wokół siebie i na
świecie! Ale właśnie dlatego, że dzieje się tyle zła, staram się być jak
najbliżej Pana Jezusa! Całkiem niedawno napisałam, że kurczowo uchwyciłam się Chrystusowej
ręki i trwam przy moim ukochanym i - dodam – wypróbowanym Przyjacielu. To ta święta Obecność pomaga mi! W czym? We
wszystkim! Przede wszystkim w rozeznawaniu dobra i zła, co jest wartością
niebagatelną, bo mam jasny pogląd, w jakim iść kierunku. Pan Jezus jest mi busolą,
kierunkowskazem, jak się poruszać w tym trudnym świecie, żeby nie pobłądzić.
Jest wyznacznikiem wartości, które są stałe i niezmienne – bez względu na
okoliczności, na zmiany zachodzące w świecie, a także bez względu na moje
nastroje, życiowe zawieruchy, których także mi nie braknie!!!
Pisząc o tym, w pewien sposób tłumaczę się, by nie być podejrzaną o obojętność
na zło, które przewala się przez świat. Przewala się – to nieładne słowo, ale
odpowiednie do tego, co widzimy.
Czy jest jakieś „lekarstwo” na wszystkie „choroby” współczesnego świata?
Nie jestem wyrocznią, ale wiem z całą pewnością, gdzie ja go szukam. I znajduję!
W obecności Pana Jezusa w sercu, w codziennej Eucharystii i absolutnym powierzeniu
swego życia Bogu!
Oczekujemy tak wiele od Pana Boga, winimy Go za nieszczęścia, spadające na
świat. A gdzie my jesteśmy – ludzie XXI wieku, którzy tak łatwo depczemy Boże przykazania.
Bo nie pasują nam, wydają się niemodne, przestarzałe, zbyt trudne. A to, co się
dzieje – nie jest trudne? Zbyt trudne!
Rad nie udzielam, ale wierzę, że kto z Bogiem, Bóg z nim!
Wpis: 22 lipca godz. 9:55