Kim był ks. Jan Kaczkowski, to zapewne
wiemy. Było o nim głośno w naszej Ojczyźnie. Tym, którzy nie wiedzą, wyjaśniam,
że był gorliwym kapłanem, niezwykłym w swej pobożności, imponował postawą
pełnego zaufania Bogu – mimo dręczącej go choroby nowotworowej. „Od urodzenia
miał lewostronny niedowład i dużą wadę wzroku. Zdiagnozowano u niego nowotwór nerki i glejaka mózgu. Urodził się
i zmarł w Gdyni, znany był w całej Polsce, udzielał wywiadów, wspierał modlitwą
i humorem chorych. Był współzałożycielem Puckiego Hospicjum Domowego. „W latach
2007–2009 koordynował prace budowy Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio, a w
2009 został jego dyrektorem i prezesem zarządu. Utworzył program szkoleniowy w
zakresie bioetyki chrześcijańskiej. Organizator warsztatów z komunikacji i
etyki w medycynie dla studentów medycyny i prawa pod nazwą Areopag Etyczny. W
wolontariat hospicyjny angażował tzw. trudną młodzież i osoby skazane. Został
ambasadorem zorganizowanych w 2016 w Krakowie Światowych Dni Młodzieży.”
Tyle wiedzy encyklopedycznej! Był
przede wszystkim wielkim człowiekiem. Zostawił po sobie nie tylko dobrą pamięć,
ale i wskazania, jak żyć, jak radzić sobie z trudną chorobą. Miliony Polaków
pokochały go za wyrozumiałość dla słabości drugiego człowieka, wierność sobie,
błyskotliwe poczucie humoru i determinację w walce ze śmiertelną chorobą.
Poniżej – kilka myśli ks. Jana Kaczkowskiego…
*Grunt to twardo stąpać po ziemi i nie
przestawać patrzeć w niebo. Zamiast ciągle na coś czekać - zacznij żyć, właśnie
dziś. Jest o wiele później, niż Ci się wydaje.
*Nie martwić się zanadto, tylko cieszyć
się tym, co Bóg nam daje.
*Akt wiary nigdy nie zwalnia nas z
myślenia.
*Byłoby efekciarskie i banalne, gdybym
stwierdził, że jestem wdzięczny za chorobę. Bo nie jestem. Ale jestem za to
wszystko, co przed nią i podczas niej się zadziało.
*Dewizą są dla mnie słowa z Ewangelii
św. Jana: Nie utraciłem żadnego z tych, których mi dałeś. To jest zobowiązanie,
żeby obok żadnego człowieka, który jest obok, nie przejść obojętnie.
*Ten mój nowotwór chciałbym umiejętnie
„sprzedać”, nie tak śmiertelnie poważnie. Ja nie znoszę tej śmiertelnej powagi
śmierci. Bo ona może człowieka zabić, jakkolwiek dziwnie by to zabrzmiało.
Ewangelia mówi: Kołaczcie, a otworzą
wam. Więc ja kołaczę, proszę Pana Boga o cud, ale bez przywiązania do efektu.
To, co się dzieje w mojej głowie, nazywam pełzającym cudem. Bóg rzadko sięga po
cuda spektakularne, więc jeżeli Jemu jest dobrze z tym moim pełzającym cudem,
to i mnie także.
*Kto nie zawalczył o relacje, ten drań.
*Marnujesz miłość, kiedy o nią nie
dbasz.
*Możemy całe życie przeżyć w bojaźni i
przykucu albo być wyprostowani i dumni.
*Można się z drugim spierać, kłócić,
nawet wkurzać na niego, ale nie wolno nim pogardzać.
*Bywa, że coś nam się tylko wydaje i
źle oceniamy drugiego człowieka. Spotkany człowiek może być wewnętrznie
najświętszy, moralnie nas przewyższać.
*Nie, ponieważ cię kocham. Właśnie
dlatego nie zrobię dla ciebie wszystkiego.
*Nie da się uciec od myślenia od
własnej śmierci, będąc śmiertelnie chorym. Zresztą ze śmierci trzeba żartować,
bo gdyby śmierć była śmiertelnie poważna, to by nas zabiła.
*Nie po to dostaliśmy wolność, żeby nam
zaszkodziła. Nie bójmy się z niej korzystać, ale róbmy to odpowiedzialnie.
*Nie trzeba być katolikiem, żeby być
dobrym człowiekiem.
*Nie rozliczajmy innych, rozliczajmy
siebie.
*Nie wolno podejmować życiowych decyzji
w sytuacjach kryzysowych.
*O cud można się modlić, ale cudu nie
należy się spodziewać. One nie dzieją się na zawołanie ani nie można ich na
Panu Bogu wymusić.
Wpis: 11 grudnia godz. 9:00