sobota, 2 lipca 2016

O radości doskonałej w życiu znanych nam wielkich…

Święty Ojciec Pio
 Gdy był – można powiedzieć – u szczytu sławy, powodzenia, przyjeżdżali do niego ludzie nie tylko z Europy, by wyspowiadać się u niego i doświadczyć łask za jego pośrednictwem, władze kościelne zakazały mu najpierw słuchania spowiedzi, bo posądzano go o niezdrowe relacje z kobietami, a później odsunięto go od publicznego sprawowania Mszy św. Dla kapłana to był cios! A jednak podporządkował się i z pokorą głosił radość Chrystusową, nie stracił poczucia humor, był chodzącą pogodą ducha.
A wielki kaznodzieja, św. Jan Vianey? Żył w bardzo trudnych czasach rewolucji francuskiej, w czasie której Kościół podlegał ostrym prześladowaniom. Słyszymy o nim najczęściej jako doskonałym spowiedniku z Ars, ale zanim nim został, napotykał na wielkie przeciwności… Był bardzo słabym uczniem, nauczył się pisać dopiero w wieku siedemnastu lat. Pierwszą Komunię Świętą przyjął potajemnie, w szopie. W 1812 r. wstąpił do niższego seminarium duchownego. Nauka sprawiała mu trudności. W wyższym seminarium już zupełnie sobie nie radził i przełożeni namawiali go do rezygnacji. Vianney wytrwał jednak w swojej decyzji, otrzymał święcenia kapłańskie. Nie był księdzem pokazowym – jąkał się i często gubił wątki. Jednak dotkliwy brak kapłanów sprawił, że wkrótce został proboszczem w małej wsi Ars. Na  niedzielną Mszę przychodziło tylko kilka osób. Jan Vianney odnalazł jednak wspólny język z tymi ludźmi, gdyż sam znał biedę z domu rodzinnego. Powoli liczba osób chodzących do kościoła i przystępujących do sakramentów zaczęła rosnąć. Zaczęła szerzyć się sława Vianney'a jako niezwykłego spowiednika, który ma dar czytania w ludzkich sumieniach i przepowiadania przyszłości. Do Ars przybywali ludzie z odległych stron celem odbycia spowiedzi. Vianney cierpiał zmęczenie, głód i choroby, ale nie zwalniał tempa swojej pracy. Doświadczał też cierpień nadprzyrodzonych w postaci dręczeń demonicznych. Cały czas trwał przy Panu i… był radosny. Wszyscy go podziwiali, słuchali, nawracali się. Jego kazania potrafiły zgromadzić tysiące ludzi. A tymczasem księża z diecezji wystąpili do biskupa z petycją, aby go usunąć. A on? Radości nie stracił, wszystko przyjmował z pokorą. (Źródło: Brewiarz)
Wpis: 2 lipca g. 10:40