Znamy bardzo dobrze przykazanie miłości
i wiemy również, że jest ono uważane za najważniejsze spośród wszystkich Bożych
praw. Ale… czy na serio traktujemy je w życiu, w tej zwyczajnej codzienności?!
Otóż to! Przecież nie chodzi o jakąś wyjątkową miłość, deklarowaną ukochanej
osobie, ale o najzwyczajniejszą miłość bliźniego! Taką prostą, a jednocześnie
wielką…
Bo przecież nie nazwiemy miłością
bliźniego wydawania sądów o drugim człowieku – sądów najczęściej nieprzychylnych,
często też zjadliwych, gryzących…
Tak się nieraz zastanawiam, skąd w nas,
ludziach w większości deklarujących się jako katolicy, tyle nienawiści i
złości… Wystarczy spojrzeć na niejedno forum w Internecie, gdzie roi się od
złośliwych komentarzy. Bardzo smutne! Z czego to wynika? - zastanawiam się… Czy
w ten sposób chcemy się dowartościować? Czy nikt nie nauczył nas miłości i
tolerancji? Czy nie zastanawiamy się, że pisząc (lub mówiąc) o kimś bardzo źle,
wyrządzamy mu wielką krzywdę?
Złe słowo potrafi zabić! Ale jest i
inna prawda, że dobre słowo otwiera serce drugiego człowieka… Niekiedy
wystarczy mały wyraz uznania czy pochwały, który przecież nic nie kosztuje, a
może „podnieść” drugiego człowieka, dodać mu wiary w siebie, przysłowiowych skrzydeł
u ramion i przekonania o swej wartości…
Wiem, wiem, to takie truizmy, ale
czasem warto je sobie przypomnieć.
A czy nie byłoby znacznie lepiej, gdyby
tak uważniej przyjrzeć się sobie, swojej osobowości, swoim błędom? Przecież
każdy z nas – i Ty, i ja – obarczeni jesteśmy jakimiś niedoskonałościami!
Jakkolwiek by je nazwać, powinny zostać poddane weryfikacji, może nawet surowej
krytyce, a na pewno - pomysłowi na ich wykorzenienie.
Już kiedyś wspominałam, że moja śp.
Mama nigdy nie mówiła o kimkolwiek źle, zresztą w moim domu w ogóle nie mówiło
się źle o nikim. Żadna w tym moja zasługa, to wielkość moich Rodziców! Kiedyś
miałam im to nawet za złe, że są tacy nietypowi… Dzisiaj wspominam z
wdzięcznością ich postawę, mam z czego czerpać, chociaż nie zawsze mi się to
udaje… Właśnie! Częściej raczej nie udaje!
Ps. Mała dygresja… Otóż ta
pisanina sprawia mi wielką radość! Ale… wcale nie jest moim zamiarem pouczanie
kogokolwiek! Mam pełną świadomość swoich błędów i niedoskonałości! Te wszystkie
refleksje pomagają mi zajrzeć do swojego wnętrza i zobaczyć jego ciemne strony.
To takie jakby głośne myślenie… Śmiesznie to brzmi, ale tak jest w istocie!
Wiele razy chciałam już zaprzestać tego pisania, ale ciągle rodzą się kolejne myśli,
którymi po prostu się dzielę!
Tłumaczę się, aby nie być posądzoną o jakieś próby pouczania! To tylko wielka potrzeba przekazania swoich refleksji. I nic więcej! A że najczęściej piszę o sprawach ducha, to wynika z potrzeby serca. Wiele razy mówiłam o miłości do Chrystusa i tego się trzymam! Bo to właśnie ON daje mi siłę i mnie kocha – podobnie, jak Ciebie i każdego z nas!
Tłumaczę się, aby nie być posądzoną o jakieś próby pouczania! To tylko wielka potrzeba przekazania swoich refleksji. I nic więcej! A że najczęściej piszę o sprawach ducha, to wynika z potrzeby serca. Wiele razy mówiłam o miłości do Chrystusa i tego się trzymam! Bo to właśnie ON daje mi siłę i mnie kocha – podobnie, jak Ciebie i każdego z nas!