Wiosna wiosną, a życie toczy się swoim trybem… W naszej parafii również… Wczoraj, 23 kwietnia, w uroczystość św. Wojciecha, przeżywaliśmy niecodzienne wydarzenie – wizytację Ks. Biskupa Zdzisława Fortuniaka. Pamiętam ze szkoły, że każda wizytacja zawsze budziła emocje … W przypadku parafii na pewno jednoczy wspólnotę… Padło tyle dobrych i ciepłych słów (zasłużonych!!!) pod adresem Ks. Proboszcza i Ks. Krzysztofa…
Uświadomiłam sobie przy okazji tychże duszpasterskich odwiedzin, że dotąd nic nie napisałam o naszym poprzednim Proboszczu, Ks. Prałacie Janie Szkopku… Przepraszam Cię, Księże Prałacie, za to niedopatrzenie…
Śp. Ks. Jan włodarzył trzydzieści siedem lat w Przeźmierowie! To kawał czasu – jego i naszego życia! Został „wywołany” przez ks. Biskupa… I to przywołało pamięć zmarłego przed niespełna dwoma laty kapłana…
Ks. Jan przyszedł do naszej parafii jako młody ksiądz, pełen Bożej radości i zapału do pracy… (Proszę się nie obawiać, życiorysu nie będę tu serwować!) Miał taki charakterystyczny lok nad czołem, który dodawał mu uroku. I ładny uśmiech! Ale niekiedy i marsowe spojrzenie! Kochał młodzież; zawsze w środy wakacyjne grał z dzieciakami w piłkę nożną na terenie przykościelnym… Zgromadził wokół siebie wielu ministrantów, wśród nich byli i moi dwaj synowie… O tym, że jeden z nich wraz z kolegami ogołocili księdzu ogródek z truskawek, dowiedziałam się po latach… Ksiądz nie naskarżył! A truskawki pewnie były smaczne, tylko że trzeba było się z tego wyspowiadać… Rozgrzeszenie dostali, ale co było z zadośćuczynieniem?
Uświadomiłam sobie przy okazji tychże duszpasterskich odwiedzin, że dotąd nic nie napisałam o naszym poprzednim Proboszczu, Ks. Prałacie Janie Szkopku… Przepraszam Cię, Księże Prałacie, za to niedopatrzenie…
Śp. Ks. Jan włodarzył trzydzieści siedem lat w Przeźmierowie! To kawał czasu – jego i naszego życia! Został „wywołany” przez ks. Biskupa… I to przywołało pamięć zmarłego przed niespełna dwoma laty kapłana…
Ks. Jan przyszedł do naszej parafii jako młody ksiądz, pełen Bożej radości i zapału do pracy… (Proszę się nie obawiać, życiorysu nie będę tu serwować!) Miał taki charakterystyczny lok nad czołem, który dodawał mu uroku. I ładny uśmiech! Ale niekiedy i marsowe spojrzenie! Kochał młodzież; zawsze w środy wakacyjne grał z dzieciakami w piłkę nożną na terenie przykościelnym… Zgromadził wokół siebie wielu ministrantów, wśród nich byli i moi dwaj synowie… O tym, że jeden z nich wraz z kolegami ogołocili księdzu ogródek z truskawek, dowiedziałam się po latach… Ksiądz nie naskarżył! A truskawki pewnie były smaczne, tylko że trzeba było się z tego wyspowiadać… Rozgrzeszenie dostali, ale co było z zadośćuczynieniem?
Ksiądz Jan z wielkim entuzjazmem zaczął działać… „Zakasał” rękawy i … rozpoczął starania na wielu frontach… Nie miał łatwej drogi! Utarło się powiedzenie, że do Urzędu Gminy wydeptał drogę… A droga wcale nie była usłana różami! Autobusem (tak, tak, nie miał samochodu!) systematycznie i cierpliwie jeździł, prosił, przekonywał, uzgadniał, załatwiał… Efekt tejże determinacji był współmierny do działań! Zostawił po sobie trwałe pomniki w postaci: dwóch kościołów – najpierw w sąsiednim Baranowie, a później w Przeźmierowie; cmentarza parafialnego i kaplicy cmentarnej oraz plebanii… Były też skromniejsze działania, równie ważne…
Pamiętam, jak kiedyś, 8 lutego, w dniu swoich imienin powiedział, że my – parafianie jesteśmy dla niego rodziną… I to było prawdą! Trzydzieści siedem lat poświęcił dla nas… Wszystkie dzieciaki znał po imieniu, troszczył się o rodziny… Bywało tak, że gdy chodził po kolędzie, nie przyjmował ofiary od tych, którym żyło się ciężko… Bardzo przeżywał gehennę rodzin alkoholików, dlatego często „grzmiał” na pijących – sprawców nieszczęść…
Bardzo kochał Maryję – codziennie przez wiele lat można go było zobaczyć spacerującego wokół kościoła z różańcem w ręce… I takim go zapamiętaliśmy – pobożnego, oddanego bez reszty parafii i… cieszącego się dokonaniami dla naszej wspólnoty!
Można by jeszcze wiele dobrego powiedzieć, ale niech to wystarczy… Był z nami do końca swoich dni… Ostatnie lata posługi kapłańskiej stawały się coraz trudniejsze… Do Przeźmierowa przybył nowy ks. Proboszcz i nowy Wikariusz – ks. Krzysztof. Były więc niejako trzy pokolenia… Ksiądz Prałat został otoczony bardzo troskliwą opieką ze strony obu kapłanów. Był to bardzo wzruszający widok, gdy ks. Proboszcz sprowadzał chorego już ks. Prałata ze stopni ołtarza…
Ks. Proboszcz Jan Szkopek zmarł w sierpniu 2010 roku… Nigdy nie zapomnę jego pogrzebu. Był niezwykle piękny, taki uroczysty, niemal królewski! Nie dlatego, że przewodził ks. Arcybiskup, a orszak składał się z wielu kapłanów! To było ważne, bo składali mu hołd swoją obecnością i modlitwą… Ale najpiękniejsze było to, że za trumną kroczyła bez mała cała parafia! Szliśmy z kościoła bocznymi ulicami Przeźmierowa, by nie zakłócać ruchu komunikacyjnego… Miałam nieodparte wrażenie, że prowadzimy naszego Pasterza prostą drogą ku niebu - my, wdzięczni parafianie za jego lata ofiarnej pracy, a Bóg czeka na niego i otwiera szeroko swe ręce, by przyjąć go do Swego królestwa!