Kocham operę, choć rzadko w niej bywam…
Nie, to nie pomyłka, mówię o budynku, który zachwyca mnie od lat swoją urodą.
Pamiętam, gdy pierwszy raz Ojciec zabrał mnie, wtedy małą dziewczynkę, do
opery… Pamiętam niekłamany zachwyt wnętrzem i wielki żyrandol iskrzący się tysiącem
światełek w kryształowych sopelkach…
Ale nie o wnętrzu chciałam napisać!
Duszą opery jest muzyka i śpiew. Na temat różnych oper nie mogę się wypowiadać,
bo żaden ze mnie ekspert… Ale o ulubionych przedstawieniach tak! Gdzieś w podświadomości
dźwięczą mi niezwykłe arie ze „Strasznego dworu” - czy to Stefana, czy Skołuby…
i urzeka mazur – najpiękniejszy w moim przekonaniu mazur – radosny, pełen werwy
i… taki polski!
Bo „Straszny dwór” – to sama polskość,
zatrzymana w realiach czasów Moniuszkowskich, ale i piękny obraz naszej
ojczystej historii!
To takie luźne refleksje w kontekście miłości
do muzyki… Szkoda, że młodsza generacja tak rzadko odwiedza naszą poznańską
operę (czytaj: Teatr Wielki), a przecież jej podwoje są otwarte dla wszystkich
pokoleń! A muzyka – zwłaszcza taka piękna! – łagodzi obyczaje! I budzi
szlachetne uczucia!