środa, 6 lipca 2011

Takie sobie mysli...

Najtrudniej mówi się o własnych uczuciach i myślach – w obawie, by nie zostać wyśmianym, skrytykowanym… Co prawda, istnieje takie stare powiedzenie, że prawdziwa cnota krytyki się nie boi, ale któż z nas jest prawdziwie doskonały?
Od pewnego czasu powtarzam sobie, iż najważniejsze, by Pan Bóg o mnie dobrze myślał… To prawda, nie mniej jednak gdzieś wewnątrz tli się obawa przed sądem innych, również przy tymże pisaniu…
Ludzie generalnie niechętnie mówią o tym, co myślą i czują, zwłaszcza, gdy dotyczy to tak delikatnej sprawy, jaką jest nasza wiara… Bardzo często – wbrew swojej woli! – uczestniczymy w dyskusjach dotyczących Kościoła, kapłanów – najczęściej bardzo krytycznych… Nie potrafimy (a może – nie chcemy?) mówić o swoich przekonaniach, o swej wierze, by zaświadczyć o przynależności do Chrystusa… 
Czasem jednak chciałoby się głośno wypowiedzieć swoje myśli:
myśli – wątpliwości…
myśli – wskazania…
myśli, które nieustannie nurtują…
myśli będące świadectwem przyjaźni z Chrystusem…
myśli, które  pobudzają sumienie…

I… dlatego zaczęłam pisać!