piątek, 8 lipca 2011

O jesieni życia raz jeszcze...

     Nie lubię słowa „emerytura”, bo kojarzy mi się ze starością… Używam więc różnych zamienników: dojrzałość, czas odpoczynku (choć dla mnie czas odpoczynku to nie jest!), inna młodość, wakacje, jesień, późne lato… Ale – jakkolwiek by nazwać ten okres życia, to wiąże się on – niestety – ze starością… Smutne, ale prawdziwe! Łatwiej napisać jakiś wierszyk o jesieni życia, niż przeżyć ten czas godnie, pięknie i przede wszystkim – z radością! No, właśnie – z radością! Bo nie musi to być wcale czas smutku i oczekiwania na tę ostatnią podróż… Wcale nie! Moja emerytura od samego początku wypełniona jest po brzegi! I dziękuję Bogu za to, że tak jest…
Pragnę podzielić się moimi doświadczeniami minionych dwudziestu lat… Może komuś ułatwią one życie, podsuną jakieś pomysły…
Najtrudniejsze były pierwsze dni i tygodnie, gdy budziłam się rano i zaczynałam przygotowywać się do szkoły… Trzydzieści lat pracy zostawiło swoje piętno! Dobre i piękne piętno, bo kochałam swój zawód, swoją pracę, kochałam dzieci, tęskniłam za nimi.
No, ale „czas próby” minął i zaczęłam intensywnie myśleć, jak wypełnić czas, który został mi dany. Mój Ojciec powtarzał, że trudniej dzień przeżyć, niż napisać księgę… Dzień, a co dopiero kolejne lata!
Żeby nie zanudzać, ograniczę się tylko do wyliczenia moich zajęć w tychże latach… Najpierw – intensywna praca w ogrodzie, potem szycie (które nigdy nie było moją mocną stroną!), wypieki (z okazji i bez okazji), wycieczki bliższe i dalsze… Przez dziesięć lat pisałam opracowania literackie do szkolnych lektur – były lepsze i gorsze… I związane z ich dystrybucją podróże po Polsce… I ogromna frajda z pisania!
W 2005 roku - podróż życia – do Medjugorja! (O tym – w innym poście!)
Współredagowanie gazetki parafialnej przez pięć lat...
I wreszcie – malowanie! Nie wiem, skąd mi się to wzięło… Nigdy przedtem nie miałam pędzla w ręce! Z całą pewnością jest to wielka łaska - nie wstydzę się tego publicznie powiedzieć! Maluję od ponad pięciu lat. Napiszę o tym innym razem…
Nie wspomniałam jeszcze o jednej – bodaj najważniejszej sprawie! Jest to Różaniec, który towarzyszy mi codziennie. Gdy po przejściu na emeryturę postanowiłam sobie, że codziennie odmówię jedną część, wydawało mi się to bardzo trudne… Od ponad szesnastu lat odmawiam cały Różaniec (no, kilka razy nie zdążyłam!) i nie koliduje to absolutnie z moimi wszystkimi obowiązkami i zajęciami.
Nie chciałabym być źle zrozumiana… Powoduje mną wyłącznie pragnienie podzielenia się doświadczeniem. Publiczne przyznanie się do Boga i Najświętszej Panienki jest moim wyznaniem wiary. Jestem Im to winna! - zbyt wiele Im zawdzięczam!!!