Przyjaźnimy się z ludźmi, dlaczego więc nie z Chrystusem… Przecież ma On wszelkie przymioty przyjaciela – tego wymarzonego i najprawdziwszego!
Jest cierpliwy…
Wsłuchuje się w nasze troski…
Wskazuje drogę ku dobru…
Jest zawsze z nami…
Przebacza nam grzechy, jakiekolwiek by nie były i tyle razy, ile Go o to poprosimy w spowiedzi…
Nigdy nas nie zdradzi…
A nade wszystko – kocha nas!
Przypomniało mi się pewne opowiadanie, niedawno usłyszane w naszym kościele – opowiadanie o człowieku, któremu w przedśmiertnej wizji ukazał się Pan Jezus, zapewniając umierającego, że zawsze był z nim… Symbolem życia była ogromna piaszczysta plaża… Ów człowiek zobaczył w telegraficznym skrócie swoje życie – było w nim wiele radosnych i szczęśliwych zdarzeń, ale były i tragedie… Na piasku kroczące obok siebie osoby – Jezus i ów człowiek – zostawiały widoczne ślady, ale miejscami były widoczne tylko ślady umierającego… Z żalem w głosie pyta ów człowiek: - A gdzie wtedy byłeś, Jezu, gdy cierpiałem? Wtedy cię niosłem, mój synu, aby ci było lżej! – odpowiedział Chrystus.
Nieraz trudno w to uwierzyć, gdy przygniata nas krzyż i wydaje się, że trudno się podnieść, ale Jezus zawsze jest z nami – tak, jak w tym opowiadaniu…
W Biblii jest wiele bardzo przejrzystych przykładów, gdy Jezus uzdrawia najróżniejszych ludzi, uzdrawia i równocześnie pomaga… Dlaczego wśród nich nie miałoby być każdego z nas?
Twoja wiara cię uzdrowiła! – powtarza nasz Pan wielokrotnie!