Każdy z nas ma jakieś zakamarki duszy, do których ma dostęp tylko
Bóg i w Jego zastępstwie - spowiednik.
Przyznaję się publicznie do Chrystusa – to fakt! Jak wiele znaczy
ON w moim życiu, pisałam kilkakrotnie. Kocham Go, bo jakże nie kochać, skoro
jest samym Dobrem i Miłością, prowadzi mnie przez życie, wcale nie drogą usłaną
różami, ale często wyboistą, naznaczoną licznymi kolcami i cierniem… Ale wśród
tej trudnej drogi ON zawsze jest ze mną – wiem to!
Tak myślę i czuję! Dusza żywi się
tym, z czego się cieszy – mówi św. Augustyn. O miłości do Boga pisali
wielcy święci, których podziwiam – Paweł, Augustyn, Tomasz z Akwinu, Jan od
Krzyża, mała Tereska, Faustyna, Edyta Stein, Ojciec Pio i wielu innych…
Dlaczego ja nie mam o niej napisać, mimo że jestem tylko małym człowieczkiem?!
Moja miłość wcale nie jest doskonała, wręcz
przeciwnie – wiele w niej chropowatości, niewierności, czasami nawet buntu… Bo
jest to miłość na miarę słabego człowieka, który pragnie być lepszy, a ciągle
się potyka, upada, grzeszy, a potem ma wyrzuty sumienia… Ale ta miłość – choć
tak nieudolna – jest we mnie! I cieszę się z tego!!!
Bez tej miłości można żyć, ale czym
wtedy napełnić serce?
Nie czuję się jakimś wybrańcem, wręcz
przeciwnie – jestem przekonana, że każdy z nas może doświadczyć uzdrawiającej
mocy i miłości Chrystusa! Wystarczy tylko chcieć! Na kolanach możemy wyprosić
wszystko!
Wpis: 9 stycznia godz. 17:50