Kiedyś w tym miejscu powtórzyłam takie usłyszane słowa:
„Za wszystko dziękuj!” Wracam do nich dość często – nie tylko wtedy, gdy
wszystko przebiega gładko, a słońce nadziei świeci bardzo jasno! Coraz częściej
przywołuję tę myśl, gdy – najogólniej mówiąc - mam problem.
Dopiero bowiem po latach dojrzewa się do pewnych refleksji,
do spostrzeżeń, będących wynikiem życiowych doświadczeń, a powyższe słowa z upływem
czasu nabierają innego sensu. Dojrzewamy do szerszego i
głębszego spojrzenia na swoje życie. Widać to dopiero z perspektywy minionego
życia. Bo jakże trudno zaakceptować porażki, niepowodzenia, klęski, fiasko
zamierzeń i planów, gdy się jest młodym człowiekiem, gdy rosną nam skrzydła u
ramion i niosą nas tylko ku górze; jesteśmy przekonani, że pokonamy każdą przeszkodę,
każdą przeciwność, każdy problem etc. …
Ale – tak niestety nie jest! Życie wystawia nas na
liczne próby, doświadczenia, przekraczające nasze siły, możliwości i pragnienia. Na pewno one życia
nam nie ułatwiają, ale są krzepiącą siłą, która nas umacnia.
Bo paradoksalnie to zło, które nas w życiu spotyka,
bardzo nas rani, jednocześnie pozwala wznieść się ponad nie, uczy
przebaczania, uczy pokory, siły woli i wreszcie – miłości bliźniego! Tak,
właśnie tej miłości, bo zupełnie bezinteresownej i – myślę, że bardzo owocnej!
Zatem dziękujmy za wszystko, co nas spotyka, bo zawsze
naszą opoką i umocnieniem jest nie kto inny, jak sam Bóg. On nigdy nie zostawia
nas samych, nawet w obliczu największych życiowych katastrof! Odnajdźmy Go!
Wpis: 12 stycznia godz. 14:30