Św. Andrzej Bobola nauczał podstaw
wiary, rozbudzał w młodych sercach kult Eucharystii i gorące nabożeństwo do
Najświętszej Panny, nie szczędząc żadnych trudów - przez kazania i misyjne
wyprawy, by wszędzie szerzyć katolicką wiarę żywą, bogatą w dobre uczynki.
Na rozkaz swoich przełożonych Andrzej
po miastach, miasteczkach i wioskach z płomiennym zapałem wiarę od błędnych
naleciałości oczyścił, na mocnych podstawach oparł i na powrót doprowadził do
jedynej Chrystusowej owczarni. Dlatego też zarówno wierni, jak i schizmatycy
nadali mu miano „duszochwata”, czyli łowcy dusz nieśmiertelnych.(…)
Nie lękając się ani śmierci, ani
katuszy, zapalony miłością Bożą i bliźnich ratował przed wyrzeczeniem się wiary
tych, których odszczepieńcy błędami swoimi starali się usidlić. Niezmordowanie
umacniał wszystkich w wyznawaniu Chrystusowej prawdy. Stało się jednak, że 16
maja 1657 roku, w samo święto Wniebowstąpienia Pańskiego, został pochwycony w
okolicy Janowa przez wrogów katolickiego imienia. Pojmanie to nie wywoływało w
nim trwogi, ale raczej niebiańską radość, wiemy bowiem, że zawsze męczeństwa
pragnął. (…)
Po obiciu kijami i dotkliwych
policzkach, przywiązany sznurem do konia, ciągniony był przez jeźdźca na
powrozie męczącą i krwawą drogą do Janowa, gdzie czekała go ostatnia katusza.
Zapytany, czy jest łacińskim księdzem, Andrzej odparł: „Jestem katolickim
kapłanem. W tej wierze się urodziłem i w niej też chcę umrzeć. Wiara moja jest
prawdziwa i do zbawienia prowadzi. Wy powinniście żałować i pokutę czynić, bo
bez tego w waszych błędach zbawienia nie dostąpicie. Przyjmując moją wiarę,
poznacie prawdziwego Boga i wybawicie
dusze swoje.” (…)
Te słowa wprawiły zbrodniarzy w taką
wściekłość, że z niesłychanym okrucieństwem zaczęli stosować najsroższe
męki.(…) Wyrwano mu prawe oko, w różnych miejscach zdarto mu skórę, okrutnie
przypiekając rany ogniem i nacierając
je szorstką plecionką. I na tym nie koniec: obcięto mu uszy, nos i wargi, a
język wyrwano przez otwór zrobiony w karku, ostrym szydłem ugodzono go w serce.
Aż nareszcie niezłomny bohater około godziny trzeciej po południu, dobity
cięciem miecza, doszedł do palmy męczeńskiej. (…)
Tak wyglądała męka Andrzeja Boboli, by
wszystkie po całym świecie dzieci Kościoła nie tylko spoglądały na niego z
podziwem, ale z podobną wiernością starały się naśladować czystość jego nauki
katolickiej, niezłomność jego wiary i to męstwo, z jakim aż do męczeńskiego
końca walczył o cześć i chwałę Chrystusową” – napisał Pius XII. (cdn.)
Wpis: 27 maja godz. 15:25