poniedziałek, 27 maja 2024

Czego nas uczy św. Andrzej Bobola? (2)

 

Św. Andrzej Bobola nauczał podstaw wiary, rozbudzał w młodych sercach kult Eucharystii i gorące nabożeństwo do Najświętszej Panny, nie szczędząc żadnych trudów - przez kazania i misyjne wyprawy, by wszędzie szerzyć katolicką wiarę żywą, bogatą w dobre uczynki.

Na rozkaz swoich przełożonych Andrzej po miastach, miasteczkach i wioskach z płomiennym zapałem wiarę od błędnych naleciałości oczyścił, na mocnych podstawach oparł i na powrót doprowadził do jedynej Chrystusowej owczarni. Dlatego też zarówno wierni, jak i schizmatycy nadali mu miano „duszochwata”, czyli łowcy dusz nieśmiertelnych.(…)

Nie lękając się ani śmierci, ani katuszy, zapalony miłością Bożą i bliźnich ratował przed wyrzeczeniem się wiary tych, których odszczepieńcy błędami swoimi starali się usidlić. Niezmordowanie umacniał wszystkich w wyznawaniu Chrystusowej prawdy. Stało się jednak, że 16 maja 1657 roku, w samo święto Wniebowstąpienia Pańskiego, został pochwycony w okolicy Janowa przez wrogów katolickiego imienia. Pojmanie to nie wywoływało w nim trwogi, ale raczej niebiańską radość, wiemy bowiem, że zawsze męczeństwa pragnął. (…)

Po obiciu kijami i dotkliwych policzkach, przywiązany sznurem do konia, ciągniony był przez jeźdźca na powrozie męczącą i krwawą drogą do Janowa, gdzie czekała go ostatnia katusza. Zapytany, czy jest łacińskim księdzem, Andrzej odparł: „Jestem katolickim kapłanem. W tej wierze się urodziłem i w niej też chcę umrzeć. Wiara moja jest prawdziwa i do zbawienia prowadzi. Wy powinniście żałować i pokutę czynić, bo bez tego w waszych błędach zbawienia nie dostąpicie. Przyjmując moją wiarę, poznacie prawdziwego Boga    i wybawicie dusze swoje.” (…)

Te słowa wprawiły zbrodniarzy w taką wściekłość, że z niesłychanym okrucieństwem zaczęli stosować najsroższe męki.(…) Wyrwano mu prawe oko, w różnych miejscach zdarto mu skórę, okrutnie przypiekając rany ogniem                                   i nacierając je szorstką plecionką. I na tym nie koniec: obcięto mu uszy, nos i wargi, a język wyrwano przez otwór zrobiony w karku, ostrym szydłem ugodzono go w serce. Aż nareszcie niezłomny bohater około godziny trzeciej po południu, dobity cięciem miecza, doszedł do palmy męczeńskiej. (…)

Tak wyglądała męka Andrzeja Boboli, by wszystkie po całym świecie dzieci Kościoła nie tylko spoglądały na niego z podziwem, ale z podobną wiernością starały się naśladować czystość jego nauki katolickiej, niezłomność jego wiary i to męstwo, z jakim aż do męczeńskiego końca walczył o cześć i chwałę Chrystusową” – napisał Pius XII. (cdn.)

 

Wpis: 27 maja godz. 15:25