Całkiem niedawno, bo 16 maja,
obchodziliśmy święto św. Andrzeja Boboli. Wielki polski Święty, jeden z
patronów naszej Ojczyzny. Co chciałby nam dziś powiedzieć? Dziś, gdy tyle swarów,
różnych poglądów na te same tematy…
Warto
się zastanowić, czego możemy się nauczyć od św. Andrzeja Boboli. Wielu rzeczy,
ale przede wszystkim wewnętrznej dyscypliny.
Św. Andrzej Bobola – wielki święty –
uczy nas miłości do pana Boga i Ojczyzny, ale uczy nas także wewnętrznej dyscypliny! Ale czym jest
dyscyplina? Jest to bardzo pojemne słowo, zawiera bowiem wielkie bogactwo, a
mianowicie pokorę, posłuszeństwo, niestrudzoność, gorliwość, wierność swoim
przekonaniom. To także wysiłek, ofiarność, samozaparcie, niewzruszoność,
żarliwość, silna wola, nieugiętość, sumienność, zapał, stanowczość, hart ducha,
nieprzerwane trwanie przy Bogu – mimo przeciwności, siła woli, wytrwanie,
niesłabnący zapał, gorliwość, konsekwencja, niepoddawanie się przeciwnościom,
praca nad swoim charakterem. To wszystko osiągnął św. Andrzej Bobola!
Wewnętrzną dyscyplinę można osiągnąć w
różny sposób. Na pewno poprzez siłę woli w stosowaniu praktyki różnych
wyrzeczeń, np. wstawanie o określonej godzinie, wyrzeczenie jakichś potraw,
stałą modlitwę w konkretnej intencji, np. tak polecaną przez Matkę Bożą „Nowennę
pompejańską”.
To uodparnia nas na ataki diabelskie.
Im większa twoja dyscyplina, tym mniejsza szansa na ataki diabła. Już samo
trwanie w postanowieniu rodzi w nas dyscyplinę.
I tu z pomocą przybywa do nas św.
Andrzej Bobola. Na jego przykładzie Pan Bóg pokazuje nam, jak - mimo ogromnych
przeciwności - można osiągnąć wyżyny doskonałości duchowej.
Jaki był św. Andrzej Bobola? Z natury
był bardzo trudnym człowiekiem – zarówno dla samego siebie, jak i dla otoczenia
– opryskliwy, czasami złośliwy, impulsywny. Miał porywczy charakter, był
skłonny do gniewu, uparty, niecierpliwy. „Porywczy, dumny szlachcic
z Małopolski z charakterystycznymi dla swego czasu i pochodzenia
wadami.” Jednym słowem był nam bardzo bliski - we wszystkich niedoskonałościach
ludzkich. Nieustannie jednak pracował nad sobą, nad swoim charakterem, narzucił
sobie surową dyscyplinę przemiany, by w końcu osiągnąć najwyższy stopień
doskonałości chrześcijańskiej, dzięki czemu już za życia nazywano go świętym.
Kilka informacji o jego życiu… „Andrzej
Bobola urodził się w roku 1591 w województwie sandomierskim. Wstąpił do
Towarzystwa Jezusowego w roku 1611. Wyświęcony na kapłana w roku 1622, pełnił
najpierw obowiązki kaznodziei i moderatora Sodalicji Mariańskiej w Wilnie.
Zostawszy misjonarzem wędrownym, od roku 1636 utwierdzał w wierze katolickiej
liczne rzesze wiernych w trudnych dla Kościoła czasach. Zginął śmiercią
męczeńską w Janowie na Polesiu w roku 1657, zamęczony z nienawiści do religii
katolickiej. Został kanonizowany w roku 1938. Jego ciało spoczywa w kościele
jezuitów w Warszawie. Święty Andrzej Bobola jest jednym z patronów Polski,
patronuje też wielu kościołom i dziełom.” (Inf. z brewiarza)
Znany był jako niestrudzony misjonarz i
ewangelizator. Nazywano go łowcą dusz (duszochwatem) i apostołem Polesia. Papież
Pius XII poświęcił mu specjalną encyklikę, w której nazywa go „niezwyciężonym
mocarzem, szermierzem Chrystusowym, łowcą dusz nieśmiertelnych, niestrudzonym
Apostołem Chrystusa, świętym męczennikiem polskim, który niezłomnie trwał przy wierze - nawet za cenę
życia.” Pokazał go jako „wzór niezłomnej wiary i nieustraszonego męstwa dla
wszystkich wiernych na całym świecie. Cokolwiek bowiem czy to do wierzenia, czy
do pełnienia uczynkiem podaje katolicki Kościół, on całą siłą brał sobie do
serca i jak najochotniej starał się wykonać. Dlatego od samego początku
usiłował poskromić i do ładu doprowadzić te nieporządne skłonności, pracował z
niesłabnącym nigdy zapałem nad tym, żeby duszę swoją przyozdobić we wszystkie
chrześcijańskie cnoty.” (Z encykliki Piusa XII)
Pius XII napisał o nim tak: „Mając w
pamięci tak ważne upomnienie Chrystusowe: „Jeśli kto chce iść za mną, niech się
zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech mnie
naśladuje", Andrzej zabrał się najgorliwiej, do nabycia chrześcijańskiej
pokory przez wzgardę samego siebie. A ponieważ z natury miał skłonność do
wyniosłości i niecierpliwości oraz upór, wydał samemu sobie nieubłaganą walkę.
Przez tę walkę wziął niejako krzyż Chrystusowy na ramiona i szedł z nim na
Kalwarię, aby osiągnąć z pomocą łaski Bożej doskonałość upragnionej pokory,
przez którą dochodzi się do wszystkich blasków świątobliwości chrześcijańskiej.
Kierował się słowami św. Bernarda, że „odbudowa duchowa nie może dźwigać się
inaczej, jak na mocnym fundamencie pokory”. Wyróżniał się poza tym wielką czcią
Najświętszego Sakramentu, przed którym spędzał długie godziny oraz gorącą
miłością Boga i bliźnich. (Cdn…)
Wpis: 25 maja godz. 10:50