To prawda, tyle smutku naokoło, tyle
najdziwniejszych zdarzeń o niszczącej sile… Aż wstyd mówić o jakiejś radości!!!
A jednak!
Tyle razy pisałam o mojej przyjaźni z Chrystusem,
tyle razy, ale nigdy za wiele, by powiedzieć kolejny raz!
Dobrze, że jesteś, Jezu!
Dobrze, że wiem o Tobie od zawsze!
Dobrze, że wytyczasz drogę!
Dobrze, że mnie prowadzisz – mnie, słabego
człowieka, co tak często błądzi!
Że towarzyszysz mi jak najlepszy Przyjaciel!
Czasami przytulisz, czasami skarcisz.
Dobrze, że mnie codziennie odwiedzasz,
przychodzisz w małym kawałku chleba,
co lśni najczystszą bielą.
Dajesz siłę, umacniasz…
Leczysz
rany, uzdrawiasz duszę.
Dobrze, że na mojej drodze stawiasz ludzi wielkich
duchem.
Dobrze, że mi przebaczasz w konfesjonale.
Kolejny więc raz z wdzięcznością powtarzam:
Jak Cię nie kochać, Jezu?
Jak nie być wdzięczną za tyle łask, które zsyłasz,
za wielkie dobro, którego doznaję codziennie!
Także za doświadczenia nieraz bardzo trudne,
Lecz ważne, bo szlifują ducha!
Powtarzam więc nieodmiennie:
Kocham Cię, Jezu!
I zapewniam o radości, którą noszę w sercu – dzięki
Tobie!