środa, 31 stycznia 2024
Wsłuchajmy się w te refleksje:
*„Aby statek naszego życia stał się
lżejszy, Wielki Post nakłania nas, byśmy wyrzucili w morze ładunek naszych
grzechów. Być może trzeba będzie wyrzucić za burtę rzeczy najcenniejsze dla nas
w naszym życiu, które zbyt wiele ważą i utrudniają nam dążenie do świętości:
pychę, samowystarczalność, nieuczciwe i zepsute życie, religijną letniość i
obojętność na sprawy Boga, niedbałość w zagłębianiu i zrozumieniu tajemnic
chrześcijańskich.” (Robert Sarah, W
drodze do Niniwy)
*Krzyż jest miejscem przebaczenia i
pojednania.” (Robert Sarah W drodze do Niniwy)
*„Modlitwa ofiarowana w nocy jest
bardzo potężna, bardziej niż ta ofiarowana za dnia. Dlatego wszyscy
sprawiedliwi modlili się w nocy, walcząc z ociężałością swego ciała i słodyczą
snu. Z tego powodu szatan lęka się trudu czuwania i używa wszelkich sposobów,
żeby udręczyć ascetów, tak jak to było z Antonim Wielkim, z błogosławionym
Pawłem, z Arseniuszem i innymi Ojcami Egiptu. Święci usilnie jednak trwali na
czuwaniu i odnieśli triumf nad potęgą diabła. Jakiż pustelnik, nawet gdyby
posiadł wszystkie pozostałe cnoty, nie zostałby uznany za nieużytecznego, gdyby
zaniedbał ten trud? Czuwanie jest bowiem światłem sumienia, wywyższa ducha,
skupia myśli, dzięki niemu intelekt unosi się i wpatruje w rzeczy duchowe,
przez modlitwę zaś odmładza się i jaśnieje wielkim blaskiem.” (Robert
Sarah, Moc milczenia)
*„Łatwe słowo i pospolity obraz rządzą
dzisiaj życiem wielu ludzi. Mam poczucie, że współczesny człowiek nie umie
powstrzymać nieprzerwanego potoku napuszonego, fałszywie moralizatorskiego
słowa i bulimicznej potrzeby podrobionych ikon. Ludziom Zachodu milczenie warg
wydaje się niemożliwe. Środki przekazu kuszą jednak także społeczeństwa
afrykańskie i azjatyckie, popychając je do zagubienia się w bujnej dżungli
słów, obrazów i hałasów. Świecące ekrany potrzebują gargantuicznych ilości pokarmu,
żeby zapewnić ludzkości rozrywkę i zniszczyć sumienia. Fakt milczenia przybiera
pozory słabości, ignorancji albo braku woli. We współczesnym systemie człowiek
milczący staje się kimś, kto nie umie się bronić. Przeciwnie, ten, kto jest
uznawany za silnego, jest człowiekiem słów. Miażdży i topi drugiego w potokach
swojej wymowy.” (Robert Sarah, Moc milczenia)
*„Kiedy kogoś kochamy, nie patrzymy
tylko na to, co on daje; patrzymy na to, czym jest; nie patrzymy tylko na to,
co trzyma w rękach, patrzymy na jego twarz, blask, promienność, którą roztacza
wokół.” (Robert Sarah, W drodze do Niniwy)
*„Bliźni bowiem nigdy nie jest kimś,
kto przeszkadza, intruzem, który zakłóca nasz spokój. Wszystko zależy od tego,
w jaki sposób go w sobie nosimy. Na którym piętrze nas samych zamieszkuje? Czy
uważamy go za dar od Boga?” (Robert Sarah, W drodze do Niniwy)
Wpis: 31
stycznia godz. 10:30
wtorek, 30 stycznia 2024
Wybrane myśli ks. kardynała Roberta Saraha
o Kościele
„Gdy więź między Bogiem a
chrześcijanami traci smak, Kościół się wtedy banalizuje, staje się światowy i
psuje tak dalece, że traci swą pierwotną naturę. Bez Boga stwarzamy bowiem
Kościół na nasz obraz, dla naszych małych potrzeb. Wtedy Kościołem włada moda,
a pojęcie sacrum staje się formą przestarzałej kuracji. Tak samo jest z
liturgią. Jeśli człowiek zamierza dostosować liturgię do swojej epoki, przeobrazić
ją zależnie od okoliczności, Boży kult obumiera. (…)
Historia pokazuje, że kryzysu Kościoła
nigdy nie można oddzielić od kryzysu Boga. Bez Boga Kościół zanika, jak ciało
odcięte od oświecającego je światła. Charakterystyczne dla czasów, w których
żyjemy, jest to, że często tracimy świadomość istnienia nadprzyrodzonej więzi
między Chrystusem a Kościołem. (…) Musimy dalej budować Kościół, jakiego chciał
Syn Boży, a nie Kościół kształtowany przez nasze pragnienia dyktowane
okolicznościami.
Największą trudnością dla ludzi nie jest wiara w to,
czego naucza Kościół w dziedzinie moralności. Dla świata najtrudniejsza jest
wiara w Boga i w Jego Syna Jedynego. Nieobecność Boga w naszym życiu jest coraz
bardziej tragiczna. Wolą soboru było przywrócenie Bogu pierwszeństwa. (…)
Stałą pracę nad sobą musimy połączyć z
modlitwą. Kościół istnieje tylko po to, żeby adorować i się modlić. Ci, którzy
są krwią i sercem Kościoła, muszą się modlić, inaczej wysuszą całe ciało
instytucji upragnionej przez Chrystusa.
Prawdziwym skarbem jest nasza przyjaźń
z Bogiem.” (Kard, Robert Sarah, fragm. książki „Bóg albo nic”. Podałam za:
miesięcznik Różaniec, nr 1/2024)
Wpis: 30 stycznia godz. 9:45
poniedziałek, 29 stycznia 2024
Nadzieja
Gdy
tylko słonko wyjrzy zza chmur,
gdy
rozjaśni obłoki
i
pomaluje różową farbą,
gdy
kos zaśpiewa hymn uwielbienia
na
cześć Pana,
gdy
gromada wróbli zaćwierka od rana…
Gdy
porannym pacierzem pochwalisz Boga,
gdy
powierzysz Mu troski,
i
ufnie spojrzysz w przyjazne oczy,
radośniejsza
staje się droga
każdego
dnia.
W
sercu robi się cieplej i jaśniej,
na
usta cisną się dobre słowa…
I
wtedy mówisz sobie po cichu:
Może
by tak zacząć wszystko od nowa?
Z
nadzieją w sercu, z ufnością wielką,
na
przekór złym ludziom,
wbrew
klęskom wszelkim1
To
nie ułuda!
Spróbuj
– zobaczysz!
Może
się uda?!
Wpis: 29 stycznia godz. 9:50
niedziela, 28 stycznia 2024
W imieniny św. Tomasza z Akwinu
Tradycyjnie
już w tym dniu przypominam dziesięć próśb skierowanych do Boga, umieszczonych
na grobie św. Tomasza. Są bowiem uniwersalne, odpowiednie dla każdego,
niezależnie od wieku, statusu społecznego i jakiejkolwiek przynależności! Warto
je sobie przypominać, by wciąż doskonalić swoje wnętrze!
Oto one…
*Panie,
Ty wiesz lepiej, aniżeli ja sam, że starzeję się i pewnego dnia będę stary.
*Zachowaj mnie od zgubnego nawyku
mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji.
*Odbierz mi chęć prostowania każdemu
jego ścieżek.
*Uczyń mnie poważnym, lecz nie ponurym.
Czynnym, lecz nie narzucającym się. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów
mądrości, jakie posiadam. Ale Ty, Panie, wiesz, że chciałbym zachować do końca
paru przyjaciół.
*Wyzwól mój umysł od niekończącego się
brnięcia w szczegóły i dodaj mi skrzydeł, bym w lot przechodził do rzeczy.
Zamknij mi usta w przedmiocie mych niedomagań i cierpień - w miarę, jak ich
przybywa, a chęć ich wyliczania staje się z upływem lat coraz słodsza.
*Nie proszę o łaskę rozkoszowania się
opowieściami o cudzych cierpieniach, ale daj mi cierpliwość wysłuchiwania ich.
*Nie śmiem Cię prosić o lepszą pamięć,
ale proszę o większą pokorę i mniej niezachwianą pewność, gdy moje wspomnienia
wydają się sprzeczne z cudzymi. Użycz mi chwalebnego poczucia, że czasem mogę
się mylić.
*Zachowaj mnie dla ludzi, choć z
niektórymi z nich doprawdy trudno wytrzymać. Nie chcę być świętym, ale
zgryźliwi starcy to jeden ze szczytów osiągnięć szatana.
*Daj mi zdolność dostrzegania dobrych
rzeczy w nieoczekiwanych miejscach i
niespodziewanych zalet w ludziach… Daj, Panie, łaskę mówienia im o tym…
Wpis: 28 stycznia godz. 9:00
sobota, 27 stycznia 2024
„Uczestnictwo w Eucharystii jest okazją,
by spożyć, przyjąć duchowe dary.
Od tej chwili On w nas żyje i działa.
Sprawia, że owocujemy.”
piątek, 26 stycznia 2024
Orędzie Matki Bożej
przekazane w Medjugorje 25 stycznia 2024:
„Drogie
dzieci!
Niech ten czas będzie czasem
modlitwy''.
Wpis:
26 stycznia godz. 9:55
czwartek, 25 stycznia 2024
środa, 24 stycznia 2024
Pan Jezus mówi do Alicji i do każdego z nas:
*Ufaj
Mojemu słowu i Moim obietnicom, że spełniam prośby – choć często inaczej niż
oczekujesz. Inaczej, to znaczy dużo lepiej niż pozwala przewidzieć ludzka
wyobraźnia.
*Bądź
ostrożna(-y) w sądach i sprawach, i o ludziach, bo nigdy nie znasz całej
prawdy.
*Ja
nie oczekuję od ciebie twoich czynów, ale twojej miłości. Miłość możesz mi dać
zawsze – niezależnie od sytuacji zewnętrznej i twego samopoczucia.
*Usługiwać
możesz Mi, usługując bliźnim twoim sercem i dłońmi – wtedy gdy dane jest ci być
wśród nich i wtedy gdy przedstawieni są twej duszy przez Ducha Mego.
*Całą
troskę i wysiłek wkładaj w to, aby serce twoje było we Mnie i bym Ja mógł
dzięki temu twoim sercem kierować.
*W
każdej chwili trzeba troszczyć się o godne miejsce dla Boga w sercu swoim.
wtorek, 23 stycznia 2024
poniedziałek, 22 stycznia 2024
Warto przeczytać o bohaterskim kapłanie. Antonim Baraniaku!
Pan Prezydent Andrzej Duda
na sesji naukowej upamiętniającej
śp. Księdza arcybiskupa Antoniego Baraniaka –
6 października 2017 roku w Belwederze:
Eminencjo,
Księże Kardynale, Ekscelencje, Księża Arcybiskupi, Ekscelencje, Księża Biskupi,
Czcigodni Księża, Wszyscy Dostojni Przybyli Goście!
Bardzo dziękuję
za to, że w obecności tak dostojnych przedstawicieli polskiego Kościoła ta
sesja, konferencja na temat postaci księdza arcybiskupa Antoniego Baraniaka,
odbywa się właśnie tutaj, w Belwederze. Cieszę się bardzo, bo nie mam żadnych
wątpliwości, że ksiądz arcybiskup – postać w szerokiej przestrzeni publicznej
nieco zapomniana, przemilczana – jest podnoszony dzisiaj właśnie w tej
przestrzeni do rangi jednego z najważniejszych bohaterów Polski w tym stuleciu
Rzeczypospolitej odrodzonej po 1918 roku. Bo sądzę, że księdza arcybiskupa do
jednych z największych postaci patriotycznych, bohaterskich Rzeczypospolitej po
1918 roku można zaliczyć ‒ po 1918, bo urodził się przecież w roku 1904,
więc w 1918 miał dopiero 14
lat.
Wyszedł z
bardzo religijnego domu, odebrawszy ‒ jak na możliwości rodziców ‒ bardzo
staranne wychowanie. Ukończył szkołę salezjańską i postanowił się związać ze
Zgromadzeniem Księży Salezjanów ‒ z misją niesioną przez to
zgromadzenie: misją opieki nad młodzieżą, zwłaszcza nad młodzieżą trudną. Szybko
rozpoznano, że jest to zdolny młody człowiek, że jest to postać jak na swój rocznik
wybitna.
W 1921 roku
zdecydował się już związać życie, swoją pracę i posługę duszpasterską z
salezjanami. W związku z tym w 1927 roku został oddelegowany na studia do
Rzymu, co oczywiście było już pierwszą szansą, jaką otrzymał, i świadectwem
docenienia go jako postaci, osobowości, jako człowieka, który w przyszłości
może wiele znaczyć dla zgromadzenia, dla polskiego Kościoła, dla Kościoła w
ogóle. Tak jak to się zazwyczaj w Kościele dzieje, umie on wybrać tych, którzy
rzeczywiście są zdolni, którzy są w stanie poprowadzić, są obdarzeni charyzmą,
specyficznymi darami zesłanymi im przez Ducha Świętego. I tak właśnie z
księdzem – wtedy jeszcze tylko księdzem – Antonim Baraniakiem było.
Wtedy właśnie,
w czasie rzymskich studiów, został dostrzeżony przez wybitną postać polskiego
Kościoła – przez księdza kardynała, ówczesnego prymasa Polski, Augusta Hlonda.
I już wkrótce po zakończeniu studiów ‒ a stało się to w 1931 roku
‒ 1933 roku
został sekretarzem
prymasa Polski i wspierał go w wielkich
dziełach, które ksiądz prymas wówczas realizował. A to przecież okres, gdy
powstała Akcja
Katolicka, gdy doszło na Jasnej Górze do [synodu]
biskupów polskich ‒ więc są to czasy, gdy
ta działalność była niezwykle
aktywna i była to taka działalność, która rzeczywiście w Polsce zmierzała do
wzmocnienia Kościoła, do budowy silnego społeczeństwa. Ksiądz Antoni Baraniak w
tych wszystkich dziełach uczestniczył – nie tylko je obserwował, ale z całą
pewnością jako sekretarz Księdza Prymasa aktywnie był w te dzieła włączony.
I gdy się
patrzy na życie późniejszego księdza arcybiskupa, to osobiście podzieliłbym je
na trzy okresy: pierwszy nazwałbym okresem przygotowania. Można go różnie
liczyć, ale ja bym go liczył nawet do 1953 roku. Potem jest okres próby, a
potem ‒ budowania.
Okres
przygotowania ‒ z mojego
punktu widzenia ‒ obejmuje również okres II wojny
światowej i początek Polski po
II wojnie światowej, kiedy to spotkali się w Polsce innej
niż ta przed 1
września 1939 roku – w Polsce, która nie była wolna, która powoli
zaczynała zaciskać sznur na
szyjach ludzi wierzących i
polskiego Kościoła. W Polsce
opanowanej przez nową, okrutną, zdradziecką ideologię, która chciała tworzyć nowego człowieka, niszcząc wszystkie
dotychczasowe ideały i wartości. Jednym z
tych ideałów była oczywiście
wiara chrześcijańska, katolicka, w którą polski naród był tak głęboko
wrośnięty. Komuniści podjęli próbę jej zniszczenia.
Ale jeszcze
wcześniej ksiądz arcybiskup, wówczas sekretarz księdza prymasa, zdobył wielkie
doświadczenie – widział niezwykłą rozterkę, życiową próbę księdza prymasa w
1939 roku, gdy zmagał się on z wątpliwościami, co ma robić jako pasterz
polskiego Kościoła. Czy w Polsce napadniętej z jednej strony przez hitlerowskie
Niemcy, a z drugiej strony przez Sowietów powinien pozostać razem z polskim
społeczeństwem, razem z wiernymi?
Aczkolwiek nikt
nie był wtedy w stanie przewidzieć, jak długo – bo mogłoby się okazać, że
bardzo szybko tego wielkiego pasterza by zabrakło, jako że wrogowie, którzy
napadli Polskę, wiedzieli, jaka jest jego wartość jako osoby i jaka jest jego
wartość dla polskiego społeczeństwa, jaka to osobowość. Prawdopodobnie bardzo
szybko by tę osobowość zniszczyli. Czy też ‒ tak jak był namawiany w
bardzo zdecydowany sposób przez ówczesnego
nuncjusza apostolskiego – wyjechać do Rzymu i
stamtąd starać się opiekować polskim
Kościołem, stamtąd starać się jednak mimo wszystko, na ile się da, czuwać nad
sytuacją w okupowanym kraju? Myślę, że było to wielkie doświadczenie także dla
jego sekretarza – dla księdza Antoniego Baraniaka, który trwał przy księdzu
prymasie.
Ksiądz prymas
August Hlond podjął decyzję o wyjeździe do Rzymu, ale stamtąd prowadził bardzo
aktywną działalność zmierzającą do ukazywania tego, co rzeczywiście w Polsce
się dzieje, do wspierania i tych, którzy w Polsce byli, i tych, którzy z Polski
uciekli przed niewolą, przed nawałą hitlerowską, niemiecką i sowiecką. Później
z Rzymu razem ze swoim sekretarzem przeniósł się do Lourdes, gdzie nadal
prowadził działalność. To cały czas było z jednej strony wsparcie duchowe, ale
z drugiej ‒ także i działalność konspiracyjna.
Działalność ryzykowna, bo prowadzona na terenach okupowanych – Francja też się
znajdowała pod okupacją niemiecką. Zresztą nie ma co ukrywać - Niemcy polowali
na księdza prymasa, wiedzieli o jego działalności i poszukiwali go cały czas.
Skutek był taki, jak można przewidzieć – w końcu gestapo w 1944 roku księdza
prymasa dopadło. Ale na szczęście nie udało im się dopaść sekretarza księdza
prymasa, czyli bohatera naszego dzisiejszego spotkania, księdza Antoniego
Baraniaka.
Ksiądz Antoni
Baraniak kontynuował misję. Ze swoim patronem, ze swoim pasterzem spotkał się
już po wojnie, w Rzymie, w maju 1945 roku, skąd wrócili do ojczyzny. I tu razem
przez trzy lata działali. W 1948 roku ksiądz prymas przekazał niejako w spadku
swojego sekretarza nowemu prymasowi Polski, księdzu arcybiskupowi Wyszyńskiemu ‒ prymasowi, którego później nazwaliśmy Prymasem
Tysiąclecia. I
okres, który w życiu księdza arcybiskupa
Baraniaka nazwałem okresem próby, zbliżał się bardzo szybko
w tej PRL-owskiej Polsce.
Już wtedy
zaczęły się prześladowania księży, biskupów, już widać było, że wszystko to, co
niesie w sobie niezależną myśl, że wszystko to, czemu droga jest wolna,
niepodległa, suwerenna Rzeczpospolita, jest śmiertelnie zagrożone. Że komuniści
prowadzeni przez Sowietów będą chcieli po prostu zniszczyć każdego niezależnie
myślącego ‒ zniszczyć w sensie dosłownym, nie
tylko w sensie psychicznym, nie tylko poprzez zmuszenie go do emigracji, ale
zniszczyć również w sensie
fizycznym ‒ krótko mówiąc: zabić.
Ale akcja toczy
się szybko. W 1951 roku dla księdza Antoniego Baraniaka przychodzi sakra
biskupia, zostaje sufraganem gnieźnieńskim, niemniej nadal wspiera księdza
kardynała, nadal razem z nim realizuje misję. W 1952 roku ksiądz arcybiskup,
prymas Polski, otrzymuje nominację kardynalską – no i to już stanęło ością w
gardle komunistycznym władzom pewnie nie tylko w Polsce, ale pewnie przede
wszystkim w Związku Sowieckim. W 1953 roku Ksiądz kardynał wraz ze swoim
współpracownikiem, sekretarzem, swoim biskupem przybocznym – zostaje
aresztowany.
Jak sam potem
wspominał, nie wiedział, że jego przyjaciel, współpracownik, młody biskup
Antoni Baraniak także został aresztowany razem z nim. Myślał, że nadal
realizuje on swoją misję tu, w Warszawie na Miodowej, że wykonuje obowiązki, że
pilnuje wszystkiego pod nieobecność pasterza polskiego Kościoła. Prawda była
inna. Najdobitniej widoczna właśnie we wspomnieniach księdza kardynała, bo
ksiądz arcybiskup niewiele o tamtych czasach mówił. I to, co dzisiaj wiemy,
wiemy bardziej ze wspomnień świadków i z dokumentów, które się zachowały, niż z
tego, co sam wspominał.
Ksiądz kardynał
za to mówił, że teraz, z perspektywy czasu, widzi, że tak naprawdę ksiądz
biskup Antoni Baraniak wziął na siebie całe okrucieństwo walki komunistów z
polskim Kościołem, z duchowymi przywódcami polskiego Kościoła – wziął na siebie
w sensie dosłownym, fizycznym. Bo jak mówił ksiądz kardynał, jemu samemu nie
było łatwo w czasie internowania, w więzieniu ‒ ale też nikt się nad nim w
sensie fizycznym nie znęcał. Natomiast ksiądz biskup
Antoni Baraniak przeszedł piekło.
Gdy uświadomimy
sobie, że tylko w mokotowskim więzieniu był zabierany na przesłuchanie 145
razy, że ponad 30 ubeków zajmowało się nim przez 27 miesięcy, to można sobie
tylko wyobrazić nieprawdopodobny ogrom cierpienia, którego doświadczył.
Wyszedł z tego
wszystkiego żywy ‒ oczywiście
zmaltretowany, wyniszczony fizycznie, ale nie duchowo. Udało mu się to chyba tylko
z jednego powodu: myślę, że przez cały czas prowadziła go Matka Najświętsza, której się powierzył. W ciemnych
celach mokotowskiego więzienia, gdzie
często leżał nago na
posadzce, a po ścianach lała się woda, myślę, że przetrwał właśnie tylko
dlatego, że oddał się całkowicie w opiekę Matce Najświętszej i Panu
Jezusowi – uratowała go wiara.
To trudne do
opowiedzenia i trudne do uwierzenia, ale wszyscy byli pewni ‒ włącznie ze śp. księdzem kardynałem, prymasem
Stefanem Wyszyńskim ‒ że gdyby Ksiądz Arcybiskup
wtedy pękł na przesłuchaniach,
gdyby przyznał, a później w czasie
pokazowego procesu, który chcieli
zorganizować komuniści, potwierdziłby, że głowa polskiego
Kościoła, że Ksiądz Prymas
prowadził działalność zmierzającą do
zniszczenia, obalenia władzy
komunistycznej, krótko mówiąc: że prowadził działalność dywersyjną, że współpracował z wrogami
ludu, z imperialistami na Zachodzie i w Ameryce właśnie w celu zniszczenia,
obalenia ustroju, to być może – jest to wielce prawdopodobne – nie byłoby nigdy
choćby papieża Polaka. Być może ksiądz Karol Wojtyła nigdy nie zostałby Ojcem
Świętym Janem Pawłem II, a wcześniej kardynałem, metropolitą krakowskim, a
jeszcze wcześniej arcybiskupem. Być może dzieje naszej ojczyzny potoczyłyby się
zupełnie inaczej.
To nie tylko
sprawa polskiego Kościoła ‒ oczywiście tak bardzo
głęboko wrośniętego w naszą ojczyznę w 1051-letniej
tradycji chrześcijaństwa w naszym
kraju, tak głęboko wrośniętego w nasze
dusze, w naszą mentalność; Kościoła, który
niejednokrotnie uratował polski naród, wspierając, przechowując, pielęgnując myśl patriotyczną, a przede
wszystkim dając duchową siłę do przetrwania
najtrudniejszych czasów. Ale być może nasze dzieje
potoczyłyby się zupełnie inaczej, bo
przecież historia to
nie tylko wydarzenia, to także postaci, które ją tworzą, które w niej są, które
dokonują w niej pewnych działań, które także wyznaczają jej bieg.
Dzisiaj, gdy
rozmawiamy o księdzu arcybiskupie, który umarł w 1977 roku ‒ i dla mnie
jako człowieka, który urodził się w 1972 roku,
jest to wspomnienie znane tylko i wyłącznie z książek ‒ absolutnie nie
waham się zestawić księdza arcybiskupa
z najbardziej znamienitymi w Polsce duchownymi, bo oczywiście ksiądz arcybiskup
był wybitnym
pasterzem później, w okresie budowania Kościoła
wielkopolskiego, poznańskiego jako
metropolita poznański. Ale myślę, że jego świętem jest przede
wszystkim 1 marca każdego roku – Narodowy Dzień
Pamięci Żołnierzy Wyklętych. I oprócz wielkiego ducha, którego miał, po prostu
należy do panteonu Niezłomnych, z którymi razem w mokotowskim więzieniu
cierpiał i którym także dawał wtedy siłę, co potwierdzają ich wspomnienia.
Cieszę się, że
możemy dzisiaj razem z wielkimi znawcami tej postaci, Księżmi Arcybiskupami,
mówić o księdzu arcybiskupie Antonim Baraniaku. Jeszcze raz dziękuję za to
spotkanie.
Cześć i chwała
bohaterom!