Jak nietrudno
zauważyć, w ostatnim czasie dość często wracam do moich starszych tekstów.
Pragnę sprawdzić, czy ich treść jest nadal aktualna, czy myślę podobnie, jak na
przykład sześć lat temu, gdy napisałam o starości. O tym, że nie lubię słowa „starość”
też już pisałam wiele razy, ale… ono przecież istnieje i nie da się go wymazać
ze słownika języka polskiego!
Jakże
chętnie wracamy do swojej młodości! Przecież była taka piękna, radosna, taka
dumna, pełna marzeń i wyobrażeń o świecie! Taka potężna, świeża spojrzeniem na
świat, na wszystko, co nas otaczało i na to, co przed nami! Samo piękno i radość!
Ileż w niej było entuzjazmu, szczerego zachwytu i nadziei (nawet pewności), że
każdy kolejny rok życia będzie również podobny!
A tymczasem…
Tak szybko minęła! Czy to jednak jest powód do smutku? Na pewno w sercu
pozostała nostalgia za czymś bardzo pięknym i radosnym! Ale… czy na tej
tęsknocie mamy poprzestać? Na pewno nie! Nigdy nie jest za późno, by odkryć w
sobie coś, czego dotąd jeszcze nie dostrzegliśmy, co uczyni nasze życie ciekawsze
i radośniejsze. Co nie pozwoli nam zardzewieć! Co pozwoli nam spojrzeć na
siebie trochę humorystycznie:
Podwyżki pensji już nie wyprosisz,
Należną gażę poczta przynosi…
Spokojnie patrzysz, jak świat się
zmienia,
Gdyż wiek ci daje mądrość spojrzenia…
Więc wiwat, starość! Niechaj nam służy,
Nawet gdy trochę chwilami nuży.
Bowiem – jak sądzę – w tym rzecz jest
cała,
By jak najdłużej ta starość trwała. (Reiner Kern)