Wczoraj kolejny raz usłyszeliśmy ewangeliczną
przypowieść o belce w oku, której nie widzimy u samych siebie. Ta prawda dotyka
nas wszystkich – czy tego chcemy, czy też nie. Ale nie o tym chcę powiedzieć. Można
spojrzeć na tę sprawę z zupełnie innej strony. A mianowicie – zamiast dostrzegać
wady innych, może nawet nimi się oburzać lub – co gorsza – opowiadać o nich,
spróbujmy spojrzeć na drugiego człowieka z perspektywy Pana Jezusa. To znaczy –
dostrzeżmy w człowieku dobro, choć małą iskierkę, bo ona przecież tli się w
każdym z nas! I zapytajmy w ciszy serca, czego mogę się od niego nauczyć. A
mogę, bo nikt nie jest całkowicie zły, ma w sobie coś z oblicza Boga, tylko może
nie potrafi tego uzewnętrznić. Tak właśnie starajmy się spojrzeć na każdego bliźniego.
Nie od razu doszłam do takiego przekonania,
ale czas robi swoje. Czas, w którym dane nam jest nieustannie reformować swoje wnętrze,
a więc i wydobyć z siebie inne, bardziej przyjazne spojrzenie na człowieka,
którego spotykamy w życiu.
A zatem – spójrzmy na każdego, kto jest
obok nas, którego spotykamy w różnych okolicznościach, i… uczmy się od niego na
przykład: milczenia, mądrości życiowej, autentycznej pobożności, skromności, życzliwości,
sposobu niesienia pomocy, ciekawości świata, dobroci… Odkryjmy w nim to, czego
sami nie mamy.
Jeżeli u tychże ludzi dostrzeżemy
ewangeliczną belkę w oku, nie gorszmy się, ale zapytajmy, jaka belka tkwi w
moim „oku”, w moim sercu, w moim umyśle.
Wpis: 1 marca godz. 10:20