Dzień Zaduszny zawsze niesie z sobą zadumę
nad swym życiem, nad przeszłością, nad przemijaniem… W pamięci – jak żywe –
stają ukochane postacie bliskich, Rodziców, Brata i jego żony Teresy, także przyjaciół,
znajomych… Jak wiele znaczyli w naszym życiu, w codzienności i od święta! Jakże
ich braknie! Jak wiele chciałoby się jeszcze im powiedzieć, poradzić, podyskutować…
Serce przepełnia ogromny żal! Ciągle jeszcze czekam na wieczorny telefon od Teresy!
Siła przyzwyczajenia – ale nie tylko przyzwyczajenia!– jest ogromna. Myślę, że
to także – a może przede wszystkim – siła miłości, którą w pełni uświadamiamy
sobie dopiero po odejściu ukochanych osób.
I wtedy – naprzeciw smutkowi „wychodzi”
wiara! Tak, właśnie wiara! Bo jakże smutne i beznadziejne byłoby nasze – moje i
Twoje – życie, gdyby kończyło się ono wraz z zamknięciem oczu i ustaniem bicia
serca! Byłam przy śmierci mojego śp. Ojca, trzymałam go za rękę i do dziś pamiętam
to ostatnie uderzenie serca. Jak wielki to był cios! Mój ukochany Ojciec nie
żyje! Po ponad czterdziestu latach wspominam ten moment z tym samym, wielkim
wzruszeniem.
Jak to dobrze, że wierzymy w Świętych
obcowanie! W nieustanną obecność Pana Jezusa przy nas i w naszym sercu – jeśli tylko
Mu na to pozwolimy! To niezwykła łaska, która pozwala trwać wbrew trudom codzienności
i wszystkim przeciwnościom życia! Chrystusowa, żywa obecność niesie nadzieję,
że kiedyś połączymy się z naszymi ukochanymi w innej, pięknej, niebieskiej przestrzeni!
Wpis: 2 listopada godz. 10:00