Są takie sprawy – tematy, o których
można mówić ciągle, nieustannie do nich powracać… Dotykają bowiem każdego z nas. Wśród nich jest bardzo wdzięczny
temat: SZCZĘŚCIE. Któż o nim nie marzy, któż nie pragnie być szczęśliwy!!! Pewnie
już w ciągu minionych lat pisałam o szczęściu, ale przecież zawsze można do
tego wrócić… Zatem wracam – nie tyle do szczęścia, co do refleksji, które ono
niesie. Nic odkrywczego nie powiem, bo każdy z nas ma jakieś swoje przemyślenia,
doświadczenia… Wiadomo na pewno, że szczęśliwym się bywa, ale ten stan nie jest
trwały. Pewnie to i dobrze, bo gdyby szczęście towarzyszyło nam nieustannie, to
nie docenilibyśmy jego wielkiej wartości. Ale gdy przychodzi po trudnych
doświadczeniach, wtedy nasza radość jest ogromna. Szczęście ma różne oblicza.
Trudno nawet wymienić wszystkie, ale wiadomo, że każdy homo sapiens odnajduje je na innej płaszczyźnie. Jedni upatrują go
w dobrach materialnych, wielkich pieniądzach, inni w miłości… Miłość też ma
różne oblicza, niekoniecznie musi to być miłość damsko – męska (również bardzo
ważna!), ale i uczucie, którym obdarzamy swoje dzieci, rodziców, bliskich, przyjaciół,
znajomych… Najtrudniejsza jest miłość nieprzyjaciół, do której zachęca nas Pan Jezus
– sam będąc najwspanialszym przykładem. Ta miłość, chociaż taka trudna – niesie
wielkie zadowolenie, które można również nazwać szczęściem. „Nie mów nic.
Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości.” –
mówi Paolo Coelho.
O szczęściu - poczynając od
najdawniejszych czasów – wypowiadali się wielcy tego świata i całkiem zwyczajni
ludzie. Wśród bardzo wielu sentencji moją uwagę zwróciła taka myśl, która może być
również cennym wskazaniem dla nas wszystkich: „Szczęśliwi, którzy nauczyli
swoje dzieci cieszyć się drobnymi rzeczami.” Jeremias Gotthelf. Jakież to ważne!