wtorek, 3 lipca 2018

Moja przyjaźń z Jezusem


Znowu? Może zapyta ktoś z niecierpliwością… Tak, znowu! Dlaczego? Bo kolejny raz przeczytałam o samobójstwie młodego człowieka. Odebrałam to z wielką przykrością! Przecież to życie ledwie się zaczęło. Dwadzieścia lat – to wiosna!
Życie nigdy nie było łatwe, teraz tym bardziej! Pana Boga zastępuje się różnymi bożkami… Truizmem byłoby twierdzenie, że one nie zastąpią nam źródła prawdziwego szczęścia. Przecież to wiemy! A może nie wszyscy wiemy? Nie wiemy, gdzie szukać oparcia w chwilach trudnych – zdawałoby się – nie do przezwyciężenia.
Nie jestem człowiekiem majętnym, ale mam wielkie bogactwo w sercu. Czy powinnam o tym pisać? Pewnie nie i - być może – niejedna z czytających osób jest tym zgorszona… 
 Jednak powtórzę raz jeszcze, że Jezus mi błogosławi i jest ze mną – zawsze! Wierzę w to całym sercem – nawet wtedy, gdy spotykają mnie najróżniejsze krzyże i przeciwności! Spogląda z tego samego obrazka, w którym czciliśmy Go w czasie wojny… To Pan Jezus miłosierny. Ta przyjaźń trwa od moich narodzin - wszczepili mi ją moi Rodzice. I – mimo że moje życie toczy się różnymi drogami, a często i „pod górkę”, wiem, że zawsze mogę liczyć na tego WIELKIEGO PRZYJACIELA, w NIM mam oparcie i pociechę. Powtarzam  za Tomaszem a’Kempis:
W Tobie, Panie,
pokładam nadzieję,
w Tobie moja ucieczka,
Tobie polecam moje utrapienia i bóle,
gdyż poza Tobą nic nie jest pewne ani stałe!
Jeżeli wydaję Ci się, Drogi Czytelniku, śmieszna, to trudno. Bohaterką nie jestem – mam swoje słabości, niedoskonałości… Ale znam wielu ludzi, którzy myślą podobnie, jak ja. I – mimo różnych przeciwności losu – również z wielką ufnością powtarzają: Jezu, ufam Tobie!