Znowu?
Może zapyta ktoś z niecierpliwością… Tak, znowu! Dlaczego? Bo kolejny raz
przeczytałam o samobójstwie młodego człowieka. Odebrałam to z wielką przykrością!
Przecież to życie ledwie się zaczęło. Dwadzieścia lat – to wiosna!
Życie
nigdy nie było łatwe, teraz tym bardziej! Pana Boga zastępuje się różnymi
bożkami… Truizmem byłoby twierdzenie, że one nie zastąpią nam źródła
prawdziwego szczęścia. Przecież to wiemy! A może nie wszyscy wiemy? Nie wiemy,
gdzie szukać oparcia w chwilach trudnych – zdawałoby się – nie do
przezwyciężenia.
Nie
jestem człowiekiem majętnym, ale mam wielkie bogactwo w sercu. Czy powinnam o
tym pisać? Pewnie nie i - być może – niejedna z czytających osób jest tym
zgorszona…
Jednak powtórzę raz jeszcze, że Jezus mi błogosławi
i jest ze mną – zawsze! Wierzę w to całym sercem – nawet wtedy, gdy spotykają
mnie najróżniejsze krzyże i przeciwności! Spogląda z tego samego obrazka, w
którym czciliśmy Go w czasie wojny… To Pan Jezus miłosierny. Ta przyjaźń trwa
od moich narodzin - wszczepili mi ją moi Rodzice. I – mimo że moje życie toczy
się różnymi drogami, a często i „pod górkę”, wiem, że zawsze mogę liczyć na
tego WIELKIEGO PRZYJACIELA, w NIM mam oparcie i pociechę. Powtarzam za Tomaszem a’Kempis:
W Tobie,
Panie,
pokładam
nadzieję,
w Tobie
moja ucieczka,
Tobie
polecam moje utrapienia i bóle,
gdyż poza
Tobą nic nie jest pewne ani stałe!
Jeżeli wydaję Ci się, Drogi Czytelniku, śmieszna,
to trudno. Bohaterką nie jestem – mam swoje słabości, niedoskonałości… Ale znam
wielu ludzi, którzy myślą podobnie, jak ja. I – mimo różnych przeciwności losu
– również z wielką ufnością powtarzają: Jezu, ufam Tobie!