Kościół – naszym, a więc i moim domem? Czy naprawdę? Czy to nie lekka przesada? Takie i tym podobne myśli kołatały się w mojej głowie, gdy w naszym kościele została postawiona plansza z tym napisem… Światło przyszło zupełnie niespodziewanie w czasie Mszy św. – światło jasne, wręcz oślepiające!!!
Kocham mój dom rodzinny, kocham dom, w którym mieszkam, ale kocham również mój - nasz kościół – dom Boży!
To przecież tutaj podążam codziennie z wielką radością – na przekór złej pogodzie i innym przeciwnościom.
Tutaj mam od lat „swoje” miejsce, z którego widzę tylko ołtarz i kapłana, sprawującego Mszę św.
Tutaj z miłością wpatruję się w mały „domek”, przed którym pali się wieczna lampka, sygnalizująca obecność Chrystusa…
Tutaj klęczę długo przez rozpoczęciem Mszy św. i rozmawiam sobie z Jezusem, powierzając Mu swe radości i troski, jak najlepszemu Przyjacielowi…
Tutaj spotykam żywego Jezusa i przyjmuję Go codziennie do serca…
Tutaj adoruję Boga w każdy I czwartek miesiąca i każde nabożeństwo z wystawieniem Najświętszego Sakramentu…
Tutaj odmawiam mój ukochany Różaniec…
Tutaj oczyszczam swą duszę, klęcząc przy konfesjonale…
Tutaj wsłuchuję się z uwagą w słowo Boże, krzepiąc swą duszę…
Tutaj przeżywam najpiękniejsze chwile, wpatrując się w oblicze Jezusa zawieszonego na krzyżu…
Tutaj rodzą się dobre i mądre myśli…
Tutaj doznaję pokrzepienia, radości i oczyszczenia…
Czyż trzeba więcej, aby kościół nazwać moim domem?
Kościół jest moim domem! Wiem to z całą pewnością!
Dzięki Ci, Panie, że dałeś mi odwagę, aby to powiedzieć!