Marzymy o wielkim szczęściu… Im
człowiek młodszy, tym większe ma oczekiwania i marzenia. Marzenia są ważne i
zawsze powinny gościć w naszym umyśle i sercu. Jednak… jakże często nie
potrafimy docenić tego, co mamy, czym obdarował nas los. Takie myśli nasuwają mi
się najczęściej wtedy, gdy przechodzę obok osoby naznaczonej widocznym
kalectwem, gdy dowiaduję się o nieuleczalnej chorobie kogoś znajomego, o problemach
rodzinnych, o ludziach dotkniętych chorobą alkoholizmu… Przykłady można by
mnożyć, bo codzienność nie szczędzi nam przykrych doznań i obrazów.
Ale właśnie dlatego warto sobie uświadomić
to wszystko, co dobre w życiu, co przynosi radość. Niekiedy są to drobiazgi,
ale jakże ważne, by stać się choć przez chwilę szczęśliwym. Bo szczęście ma to
do siebie, że nie jest procesem stałym. Ale może to i dobrze, bo wtedy jest
bardziej docenione i upragnione. Mówimy o chwilach szczęścia. Ale mówimy też o
szczęśliwych rodzinach, które wbrew różnym przeciwnościom trwają razem, wspierają
się… Moja rodzina, do której tak często tutaj wracam, też była szczęśliwa, mimo
że w czasach komunistycznych dotykały nas różne doświadczenia, w tym dotkliwa
bieda. Gdzie było źródło szczęścia? W PANU BOGU! ON zawsze nam pomagał swoją
obecnością, umacniał, był zawsze na pierwszym miejscu! Był schronieniem,
ucieczką w najtrudniejszych chwilach.