Trzeba, tak!
Kiedyś podobne słowa przeczytałam w Dzienniczku
św. Faustyny. Mało tego, zakonnica prosi Jezusa o to, aby uczynił ją zupełnie
małą, oczywiście w sensie duchowym.
Punktem wyjścia
naszych rozważań była pokusa i jej dotyczą wszystkie słowa. Pan Bóg nigdy nie
zostawia nas samych, w doświadczanych pokusach również… Bo czymże są pokusy? Najzwyczajniejszym
namawianiem przez czarnego ducha do zła. Jego inteligencja jest nieprzeciętna
i niezwykle błyskotliwa w kuszeniu!!! A od pokusy do czynu już bardzo
blisko… Dlatego na początku swej refleksji o pokusie Michel Quoist mówi, że
potrafi ona przybrać formę pięknego śpiewu miłości… Nietrudno uwierzyć w prawdę
tych słów, wystarczy rozejrzeć się po świecie… Jakże często ulegamy temu pięknemu śpiewowi miłości. Aby mu jednak
nie ulec, mimo że nas tak często wabi pozorami dobra i piękna, trzeba się
pozwolić nieść Bogu… A cóż to znaczy? W moim przekonaniu – pozwolić się prowadzić…
Tak, jak matka prowadzi swoje małe dziecko, by nie doznało jakiejś krzywdy, by
nie upadło, tak i Bóg prowadzi nas – oczywiście pod warunkiem, jeżeli tego
chcemy i damy Mu na to przyzwolenie… Nieważne, ile mamy lat! Dla Boga zawsze
jesteśmy dziećmi… Wyłania się tu jeszcze inna prawda, a mianowicie, abyśmy swoją
osobą nie „przesłaniali” Pana Boga, ale ciągle umieli (i chcieli!) się
umniejszać, by On był zawsze na pierwszym miejscu. I wtedy On nas poprowadzi –
jako nieomylny i kochający Ojciec!