niedziela, 13 listopada 2011

Refleksje wokół niedzielnej (i nie tylko niedzielnej) Mszy św.…

     Msza św. w moim życiu znaczy bardzo wiele… Jest czymś ogromnie ważnym, żeby nie powiedzieć – najważniejszym! Do tej świadomości dojrzewałam lata całe… Mój dom rodzinny stał naprzeciwko kościoła, nietrudno więc było zrobić parędziesiąt kroków z rodzicami, babcią czy braćmi… Sama też lubiłam uklęknąć w bocznej nawie Matki Bożej i zanurzyć się w Jej miłości.
W miarę upływu lat pragnienie uczestniczenia we Mszy św. rosło… Jest bowiem tak, że im częściej chodzisz do kościoła, tym bardziej pragniesz spotkać się z Jezusem… W ciszy, skupieniu, w Jego wszechogarniającej miłości – na przekór lenistwu, krytyce i złym podszeptom! Wiesz, że ON tam jest – ukryty w małym tabernakulum… Patrzy na ciebie, wsłuchuje się bardzo uważnie w bicie twego serca, w twoje problemy i bardzo pragnie ci pomóc…
Z Jezusem jest tak, jak z ukochaną osobą, z którą chce się ciągle przebywać, patrzeć na nią, słuchać jej głosu, być jak najbliżej i jak najczęściej…
Msza św. – to codzienna, bezkrwawa ofiara Chrystusa… Jakże więc nie być jej świadkiem i uczestnikiem? Jakże więc nie stanąć pod krzyżem i stamtąd czerpać miłość, cierpliwość i samo dobro?!

Prawie od roku na spotkaniach duchowych dzieci św. O. Pio rozmawiamy właśnie o Mszy św., o jej poszczególnych elementach. Okazało się, jak niewielka była moja dotychczasowa wiedza! Ta wiedza nie jest jeszcze całkowita, ale na pewno bardzo się poszerzyła… Ks. Proboszcz bardzo cierpliwie i bardzo pięknie objaśnia nam każdy moment Mszy św. i każdy gest kapłana…
Msza św. – to wielkie Boże misterium!!! Uświadamiam sobie, że tak, jak dwa tysiące lat wstecz, tak i teraz Chrystus spogląda na mnie (i każdego z nas) z wysokości Krzyża i staje się obecny na ołtarzu w czasie modlitwy kapłana na przeistoczenie.
Szkoda, że często nie zdajemy sobie sprawy z tej żywej obecności! Kiedyś usłyszałam, że ktoś „zaliczył’ Mszę św. w niedzielę… Mszy św. się nie zalicza, ale w niej uczestniczy. Doświadcza się wtedy wielu, wielu łask. Wiedział o tym doskonale nasz duchowy Opiekun – św. Ojciec Pio! Sprawowana przez niego Msza św. trwała trzy godziny, czyli tak długo, jak męka Pana Jezusa na krzyżu. Mimo to gromadziła tysiące ludzi, którzy pragnęli w niej uczestniczyć... Nikt się nie nudził, wszyscy trwali w modlitewnym skupienieniu.




O św. Ojcu Pio słów kilka…
Skoro wywołałam postać św. Ojca Pio, to jeszcze kilka o Nim słów w kontekście moich wędrówek po Wiecznym Mieście… Otóż kult tego wielkiego Świętego we Włoszech jest bardzo widoczny – niemal w każdym kościele umieszczono jego portret. W jednym z nich znajdują się relikwie… (Niestety, ze wstydem przyznaję, że zapomniałam, jaki to kościół.) Nie zapomniałam jednak szczerze pomodlić się właśnie tam za całą moją parafię, za moich współbraci z Grupy św. Ojca Pio, polecając wszystkie ich sprawy…