Wiele razy w tym miejscu pisałam o
radości… O jej źródłach, które niewątpliwie są bardzo ważne. Nie mam żadnej
wątpliwości, że najważniejszym źródłem radości jest Pan Jezus – jego nieustanna
obecność w naszym życiu, obecność płynąca z Jego miłości - wielkiej i po ludzku
niewyobrażalnej! Tak, to prawda, wiemy o tym, ale ileż to razy zdarza się, że
przygniata nas codzienność ze swoimi problemami, trudnymi sytuacjami, z którymi
nie potrafimy się uporać. No, i te informacje, które jakby wartkim strumieniem
płyną z mediów! Jak nie polityka, to pandemia, jak nie pandemia – to prognozy
pogody podane w taki sposób, że wieje grozą i mrozem!
I wtedy niejeden z nas stawia sobie
pytanie o obecność Chrystusową. Martwimy się, zaczynamy wątpić, jesteśmy bezradni…
Tymczasem Chrystus jest z nami! W naszej biedzie, niedoli, we wszystkich
smutkach. Jest tuż obok każdego z nas, towarzyszy nam, idzie obok, bo… nas
bardzo kocha. Jego ziemskie życie też nie było wypełnione samymi radościami! Od
samego początku pobytu na ziemi! On, Bóg, urodził się w stajni, narażony na
niebezpieczeństwo ze strony Heroda, ucieczkę do Egiptu… Nie wszyscy Go chcieli
słuchać, nie wszystkim było z Nim po drodze! Był krytykowany, wyśmiewany i
wreszcie skazany na śmierć. Za co? Za miłość do człowieka, do każdego z nas.
Warto to sobie przynajmniej od czasu do
czasu przypomnieć i… nie ustawać w modlitwie, prosząc o pomoc w niesieniu
swojego krzyża!
Odkrywajmy Chrystusa każdego dnia na
nowo, Jego miłość. Odbudowujmy w sobie zaufanie i nadzieję. Przecież nadzieja
nigdy nie umiera!
Wpis: 27 stycznia godz. 10:00