Przesłanką
do refleksji o dziękczynieniu są słowa św. Bernadety, znane jako jej testament.
Dlaczego testament Bernadety? Bo cały jest wielkim dziękczynieniem Bogu za
wszystko! A życie jej – jak wynika z tych słów – wcale nie było łatwe. Ludzie
wyśmiewali w niej absolutnie wszystko: brak podstawowego wykształcenia, niskie
pochodzenie, kontakt z Matką Bożą, któremu niedowierzali, później siostry w
klasztorze dokuczały, zazdrościły jej przywileju spotkań z Maryją, nie wierzyły
w jej chorobę. Jak to wszystko ma się do nas, podążających ku Niebu? Postawa
Bernadety, podobnie jak postawa św. Faustyny czy św. Ojca Pio, jest dla nas nie
tylko przykładem, ale i drogowskazem, jak żyć, jak swoje życie ukierunkować na
Boga, ale – przede wszystkim – jak Mu za wszystko dziękować. Właśnie dziękować!
W każdej chwili swojego życia! Nie tylko za radosne chwile, bo to przychodzi
nam bardzo łatwo, ale szczególnie wtedy, gdy dotykają nas przeciwności. Wiemy
dobrze, jakie to trudne! Tymczasem najczęściej w chwilach próby mówimy: Dlaczego
mnie to spotyka? Jakże trudno wznieść się ponad ludzkie słabości! Jak wszystko
idzie dobrze, to jest ok, ale gdy doświadczy nas życie, wtedy już jest gorzej z
naszą wdzięcznością! Bardzo trudno zdobyć się wtedy na dziękczynienie.
Aktualnie plagą, wręcz epidemią są rozwody. Ojcowie opuszczają rodziny, żony i
dzieci… I jak w takiej sytuacji powiedzieć: Dziękuję Ci, Panie Boże! Bóg nie
jest sprawcą zła, to my – ludzie - to zło potęgujemy. Nie znam recepty w
konkretnej sytuacji, ale wiem na pewno, że PAN JEZUS NIGDY nie jest obojętny na
nasze gorące prośby.
Poniżej –
Testament Bernadety; warto go przeczytać, a może i przemyśleć, za co każdy z nas
powinien dziękować…
*Za
biedę, w jakiej żyli mama i tatuś, za to, że się nam nic nie udawało, za upadek
młyna, za to, że musiałam pilnować dzieci, stróżować przy owcach, za ciągłe
zmęczenie…dziękuję Ci Jezu.
*Za dni,
w które przychodziłaś Maryjo, i za te, w które nie przyszłaś – nie będę Ci się
umiała odwdzięczyć, jak tylko w raju. Ale i za otrzymany policzek, za drwiny,
za obelgi, za tych, co mnie mieli za pomyloną, za tych, co mnie posądzali o
oszustwo, za tych co mnie posądzali o robienie interesu…dziękuję Ci Matko.
*Za
ortografię, której nigdy nie umiałam, za to, że pamięci nigdy nie miałam, za
moją ignorancję i za moją głupotę dziękuję Ci.
*Dziękuję
Ci, ponieważ gdyby było na ziemi dziecko o większej ignorancji i większej
głupocie, byłabyś je wybrała…
*Za to,
że moja mama umarła daleko, za ból, który odczułam, kiedy mój ojciec, zamiast
uścisnąć swoją małą Bernadettę, nazwał mnie ‘siostro Mario Bernadetto’…dziękuję
Ci Jezu.
*Dziękuję
Ci za to serce, które mi dałeś, tak delikatne i wrażliwe, a które przepełniłeś
goryczą…
*Za to,
że matka Józefa obwieściła, że się nie nadaję do niczego, dziękuję…za sarkazmy
matki mistrzyni, jej głos twardy, jej niesprawiedliwości, jej ironię, i za
chleb upokorzenia…dziękuję.
*Za to,
że byłam taką, że Maria Teresa mogła o mnie powiedzieć: „Nigdy jej dość nie
ustępujcie.”
*Dziękuję
za to, że byłam tą uprzywilejowaną w wytykaniu mi wad, tak, że siostry mówiły: „Jak
to dobrze że nie jestem Bernadettą”.
*Dziękuję
za to, że byłam Bernadettą, której grożono więzieniem, ponieważ widziałam
Ciebie, Matko; tą Bernadettą, tak nędzną i marną, że widząc ją, mówili sobie: „To
ta ma być?”. Bernadettą, którą ludzie oglądali, jak rzadkie zwierzę.
*Za to
ciało, które mi dałeś, godne politowania, gnijące; za tę chorobę, piekącą jak
ogień i dym, za moje spróchniałe kości, za pocenie się i gorączkę, za tępe i
ostre bóle. Dziękuję Ci, mój Boże.
*I za tę
duszę, którą mi dałeś, za pustynię wewnętrznej oschłości, za Twoje noce i Twoje
błyskawice, za Twoje milczenie i Twe pioruny, za wszystko! Za Ciebie – i gdy
byłeś obecny, i gdy Cię brakło. Dziękuję Ci Jezu.