Najtrudniej
pisze się o kimś, kto jest tak bardzo bliski sercu! Jeszcze łzy nie obeschły,
bo to bardzo świeża rana, ale nie mogę pominąć milczeniem odejścia Teresy
Stoińskiej, żony mojego zmarłego przed jedenastoma laty brata Mariana.
Cokolwiek napiszę, to będzie zbyt mało i zbyt oszczędnie wobec prawdy, jaką
nosimy w naszych sercach i naszej pamięci! Jednak wspomnienie w tym miejscu jestem
jej winna, jako że codziennie czytała mój blog, dzieliła się spostrzeżeniami,
podpowiadała tematy i zawsze przekonywała, że to pisanie ma głęboki sens.
Nie
chciałabym, aby to wspomnienie było ckliwym epitafium, w którym używa się pompatycznych
słów! Teresa była bardzo skromnym człowiekiem, pewnie nie życzyłaby sobie patosu.
Wchodząc przed laty do naszej rodziny wniosła wielką radość i entuzjazm. Pokochaliśmy
ją wszyscy, była zawsze „na wyciągnięcie ręki” – dla każdego miała dobre słowo,
z troską pytała o nasze zdrowie, pomagała, doradzała… Była takim dobrym duchem
całej rodziny.
Jakże często
powtarzała słowa, które stały się jej życiową dewizą: „Zło dobrem zwyciężaj!” I
tego się trzymała. Zawsze, w najróżniejszych okolicznościach życia. Przed oczami
mam dziesiątki zdarzeń, które to potwierdzały.
Za miesiąc
uroczystość Bożego Ciała, która gromadziła i jednoczyła naszą rodzinę. Po raz
pierwszy od trzydziestu paru lat nie będzie jej z nami. Kto mógł przypuszczać,
że ubiegłoroczne, tak radosne wspólne spotkanie – było ostatnie w takim gronie.
Nikt nie
przypuszczał, że dotknie ją tak potworne cierpienie! To był prawdziwy czyściec
– straszliwy, trudny do ogarnięcia rozumem! Wierzymy, że tam, w tym pięknym
świecie, jest jej lepiej. Już nie cierpi! No i spotkała się ze swoim ukochanym
mężem Marianem!
Wczorajszy
pogrzeb, który zgromadził tłum ludzi, świadczył, jak bardzo ją wszyscy kochali –
nie tylko jej dzieci, cała rodzina, ale także pacjenci i przyjaciele.
Zostaniesz
w naszych sercach – kochana, serdeczna i dobra! Do zobaczenia w niebie, Tereso!
Wpis: 22 kwietnia godz. 17:58