wtorek, 9 stycznia 2018

W kontekście uwielbienia Boga przez Trzech Króli (2)


„Są pewnie i tacy, którzy bez „mrugnięcia okiem” podpisaliby się pod wypowiedzią o modlitwie, przytoczoną na samym początku mojego przemówienia. Mam nadzieję, że jest to jedynie niewielka grupka ludzi, którzy nie modlą się wcale, którzy nie chcą się modlić, bo jak twierdzą: „to nie ma sensu”, „ja nie mam na to czasu, bo tak jestem zapracowany”, „a co ja z tego będę teraz miał?” (…) Tak naprawdę te tłumaczenia, to tylko nędzne próby usprawiedliwienia swojego postępowania. Tak naprawdę brak modlitwy lub jej niedbałość wynika z nieumiejętności odpowiedzenia sobie na to fundamentalne pytanie, wyjaśniające istotę modlitwy, na czym ona polega i jaki jest jej sens.
Rozważmy więc po kolei wszystkie te kwestie, zaczynając od sformułowania odpowiedzi na zadane już pytanie: „Czym jest modlitwa?” Z całą pewnością nie można przez modlitwę rozumieć jedynie odmawiania takich, czy innych formułek zatwierdzonych przez Kościół. Przede wszystkim musimy uświadomić sobie sens wypowiadanych słów. Nie możemy też myśleć o modlitwie jak o obowiązku porannym i wieczornym, bo możemy, a nawet powinniśmy modlić się częściej, w różnych miejscach i sytuacjach. Całe nasze życie powinno być modlitwą, czyli osobistą drogą do świętości, dążeniem do zbawienia własnej duszy.
Ale czy faktycznie Bogu potrzeba naszych modlitw? Jak możemy usłyszeć w jednej z prefacji: „Chociaż nie potrzebujesz naszego uwielbienia, pobudzasz nas jednak swoją łaską, abyśmy Tobie składali dziękczynienie. Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale przyczyniają się do naszego zbawienia”. I to stwierdzenie chyba jednoznacznie wyjaśnia cel i sens naszej modlitwy.
Powiedziałem jednak, że trzeba modlić się całym życiem. Czy oznacza to, że mamy nieustannie odmawiać np. Różaniec, Koronkę do Bożego Miłosierdzia, wspomniany pacierz, czy też inne formy modlitewne? Oczywiście, że nie. Nie moglibyśmy wówczas normalnie funkcjonować i wykonywać czynności codziennych. Modlitwa naszego życia polega na tym, aby w każdym czasie błogosławić Pana swoimi czynami i zawsze mieć Jego chwałę na swoich ustach. Te słowa znajdują swoje potwierdzenie w Liście Apostolskim św. Pawła do Koryntian: „Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie”. (1 Kor 10, 32) Modlitwa jest więc poleceniem Bogu wszystkich naszych spraw: wszystkich cierpień i radości, wszystkich niepowodzeń i osiągnięć, wszystkich klęsk i zwycięstw, naszej przyszłości i czasu obecnego, czyli wszystkiego, czym jesteśmy, co mamy i co posiadamy.
Pozostaje jeszcze do wyjaśnienia sprawa „dialogu” na modlitwie. Kiedy i gdzie przemawia do nas Bóg? Może powtórzysz za Katechizmem Kościoła Katolickiego, że głos Boga rozbrzmiewa w sumieniu człowieka, ale czy tylko tam? Może dorzucisz po chwili, że w sercu, do którego przychodzi sam Bóg pod postacią opłatka. I też dobrze, ale czy tylko tam? Może pomyślisz potem, że także w duszy, gdzie Bóg woła: „Świętymi bądźcie, bo Ja jestem Święty” i wzywa nas do oczyszczenia duszy ze wszystkich brudów grzechu. Owszem, ale czy tylko tam? Zastanowisz się pewnie dłuższą chwilę i powiesz, że Bóg przemawia do swoich wybranych w różnych objawieniach, podczas snu, lub w czasie kontemplacji, kiedy to dany święty wpada w ekstazę z powodu niezwykłej bliskości Stwórcy. Tu także masz zapewne trochę racji. Trochę, ponieważ nie trzeba być „wybranym”, aby móc usłyszeć Boga. Święty Paweł mówi wszakże: „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna”. (Hbr 1, 1-2)
Ciekaw jestem, czy teraz odkryjesz w końcu jak przemawia Bóg. Z przytoczonego cytatu wynika, że Bóg „przemówił do nas” samych przez Jezusa Chrystusa. On bowiem jest Słowem, które stało się Ciałem. A ponieważ stał się Ciałem, czyli jednym z nas, Boże Słowo wypowiadały usta ludzkiego ciała, naszego Brata. Dziś Chrystus wciąż przemawia do nas w drugim człowieku. I właśnie „nie przez wicher ogromny i nie przez ogień”, ale w drugim człowieku nawiązuje z nami rozmowę. Sam Jezus potwierdzi to mówiąc: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. (Mt 25, 40)
Tak więc modlitwa rzeczywiście jest rozmową z Bogiem. Niestety nie zawsze umiemy otworzyć się na Jego słowa. Nie umiemy lub nie chcemy, czasem nawet próbujemy słowa te zagłuszyć własną „paplaniną” tak, jak ci poganie, o których mowa w Ewangelii, którzy myślą, że im więcej powiedzą słów, tym milsza Bogu będzie ich modlitwa. Tymczasem sedno dobrej modlitwy leży u podstaw autentycznej miłości człowieka do Boga. "


Wpis: 9 stycznia godz. 10:38