Raz jeszcze, bo o samotności już w tym
miejscu pisałam – chyba nawet kilka razy. Ale dzisiaj „przez przypadek”
natknęłam się na rozmowę pewnej pani redaktor z ojcem Leonem Knabitem. Tej
postaci nie trzeba przedstawiać – znany jest bardzo dobrze szerokim rzeszom
Polaków.
Ale do rzeczy! Rozmowa toczyła się
właśnie wokół samotności. Postrzegam ją podobnie, jak świątobliwy zakonnik, a
jego słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że samotność może być pięknym
stanem.
Wcale nie chodzi o izolację od
wszystkich ludzi, absolutnie nie! Ale nie idzie też o bycie we wszystkich
wydarzeniach, w tłumie i ciągłym rozgadaniu.
Samotność jest pięknym stanem – tak ją odbieram. Pozwala na wewnętrzną ciszę, na poznawanie samego siebie, swoich
myśli, pragnień, swoich duchowych potrzeb, swoich błędów. Nie mogę walczyć z
czymś, czego nie jestem świadoma! Chcę stawać się nieustannie lepszym
człowiekiem, zatem muszę w ciszy bliżej poznać siebie.
Zresztą – jestem o tym o tym przekonana
– człowiek nigdy nie jest samotny! Cały czas wiernie towarzyszy mu kochany
Anioł Stróż – oddany bez reszty każdemu z nas: służy pomocą, podpowiada dobre
myśli, rozwiązania trudnych spraw, chroni przed złem…
Poza tym, a raczej przede wszystkim –
jest z nami Pan Jezus, którego gościmy w swoim sercu. Ojciec Leon mówi o
nieustannej obecności całej Trójcy Świętej, przecież robimy znak krzyża w imię
Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Refleksje o samotności i jej
dobrotliwym znaczeniu w naszym życiu można snuć na różne sposoby. W pewnym
okresie życia doświadcza jej każdy z nas. Nie trzeba się bać samotności! Można
ją napełnić samym Bogiem, ale również służbą, która wyraża się w najróżniejszy
sposób, samotność bowiem pozwala nieustannie odkrywać dary, które przygotował
nam nasz Pan. Warto je odkryć, by służyć innym i… dzięki nim czerpać radość z
życia!
Wpis: 5 lipca g. 13:33