sobota, 9 lutego 2013

W kontekście ciszy…


Wśród swoich „skarbów” chowam taki piękny tekst o ciszy, który przemówił do mnie swoją głębią i trafnością spojrzenia… Autorem jest o. Augustyn Pelanowski. Poniżej przytaczam kilka fragmentów, które wydają mi się  godne głębszego zastanowienia… Zastanowienia nad sobą i swoją ciszą… Warto zadać sobie kilka pytań… Czy we mnie jest miejsce dla ciszy? Czy w ciszy odnajduję siebie, swoje pragnienia, marzenia… Czy umiem zachować ciszę wobec ataków zła? Co dla mnie znaczy cisza, w której trwał Jezus skazany na śmierć? Czy w ogóle coś znaczy?

„Cichość, która wypływa z błogosławieństwa, wypływa z pragnienia zdobycia upodobania Bożego spojrzenia a nie przypodobania się ludziom. Jest to cisza mimo odrzucenia, odtrącenia, krzywdy, mimo możliwości obrony! Wynika ona z zaufania do Boga, który nie opuści mnie nigdy, choć fakty mogą wskazywać na coś zupełnie innego.

Cichość rozwija się w miłości do bliźniego i w modlitwie najintymniejszej, ale rozkwita też w ubóstwie i w Eucharystii. Miłość staje się cicha, gdy nie krzyczy, nie plotkuje, nie oskarża i nie uskarża się i nie rani. Nasza miłość to początkowo miłość własna albo mroczne uzależnienie, albo ślepa namiętność.  Dopiero po latach staje się to wszystko po prostu cichą miłością. Oczywiście dzieje się tak u tych, którzy dorastają do ciszy, wyrzekając się dominacji nad innymi. Cisza dojrzewa także w modlitwie adoracyjnej, gdyż Bóg jest cichy i pokorny sercem, a przebywanie z Nim formuje nas na Jego podobieństwo. (…) Cisza udziela się nam w Eucharystii. Bóg cicho ukrył się w chlebie i winie, a nie na bilbordach… Czy nie budzi się w naszym sercu tęsknota za byciem do Niego podobnym w takiej postaci? Ama nesciri, jak pisze Tomasz a’ Kempis, Umiłuj bycie nieznanym, bycie cichym…”