Wśród swoich „skarbów” chowam taki
piękny tekst o ciszy, który przemówił do mnie swoją głębią i trafnością
spojrzenia… Autorem jest o. Augustyn Pelanowski. Poniżej przytaczam kilka
fragmentów, które wydają mi się godne
głębszego zastanowienia… Zastanowienia nad sobą i swoją ciszą… Warto zadać sobie
kilka pytań… Czy we mnie jest miejsce dla ciszy? Czy w ciszy odnajduję siebie,
swoje pragnienia, marzenia… Czy umiem zachować ciszę wobec ataków zła? Co dla
mnie znaczy cisza, w której trwał Jezus skazany na śmierć? Czy w ogóle coś
znaczy?
„Cichość, która wypływa z
błogosławieństwa, wypływa z pragnienia zdobycia upodobania Bożego spojrzenia a
nie przypodobania się ludziom. Jest to cisza mimo odrzucenia, odtrącenia,
krzywdy, mimo możliwości obrony! Wynika ona z zaufania do Boga, który nie
opuści mnie nigdy, choć fakty mogą wskazywać na coś zupełnie innego.
Cichość rozwija się w miłości do
bliźniego i w modlitwie najintymniejszej, ale rozkwita też w ubóstwie i w
Eucharystii. Miłość staje się cicha, gdy nie krzyczy, nie plotkuje, nie oskarża
i nie uskarża się i nie rani. Nasza miłość to początkowo miłość własna albo mroczne
uzależnienie, albo ślepa namiętność. Dopiero
po latach staje się to wszystko po prostu cichą miłością. Oczywiście dzieje się
tak u tych, którzy dorastają do ciszy, wyrzekając się dominacji nad innymi.
Cisza dojrzewa także w modlitwie adoracyjnej, gdyż Bóg jest cichy i pokorny
sercem, a przebywanie z Nim formuje nas na Jego podobieństwo. (…) Cisza udziela
się nam w Eucharystii. Bóg cicho ukrył się w chlebie i winie, a nie na
bilbordach… Czy nie budzi się w naszym sercu tęsknota za byciem do Niego
podobnym w takiej postaci? Ama nesciri,
jak pisze Tomasz a’ Kempis, Umiłuj bycie nieznanym, bycie cichym…”