Tak, jak wczoraj zasygnalizowałam, chciałabym
podać przykłady cudów w naszym życiu. Rozpocznę od siebie. Pisałam o tym
wiele lat temu i zapewne nikt z Was już o tym nie pamięta, zatem przypomnę…
Było to w czasie wojny. Moi rodzice
wraz z babcią Stanisławą zostali wysiedleni z rodzinnych Pniew do Rogoźna. I oczywiście
ze mną, malutką wtedy dziewczynką. Rodzice musieli zostawić duży dom, sklep,
jednym słowem - po dostatnim życiu zostało tylko wspomnienie. Zamieszkaliśmy w
małym mieszkaniu. Rodzice powiesili na ścianie obrazek, zabrany z domu. To był
wizerunek Pana Jezusa Miłosiernego. Ten sam, który widnieje na górze mojego
blogu. Skromny, ale jakże cenny! Pan Jezus, uwieczniony na tymże obrazku, towarzyszył nam cały czas. Było ciężko, ale On najwyraźniej chronił
naszą rodzinę. W 1943 roku Niemcy ogłosili „nabór” dzieci do bezdzietnych rodzin
w ich kraju. Spełniałam warunki. Byłam dzieckiem o niebieskich oczach i jasnych
loczkach. Dzieci o takiej, typowo nordyckiej urodzie, hitlerowcy zabierali
rodzicom i wywozili w głąb Niemiec do bezdzietnych rodzin. Z Rogoźna i okolic
zostało zabranych wiele dzieci. Ostałam się tylko ja!
Jezus był i jest zawsze ze mną! Wierzę
w to całym sercem – nawet wtedy, gdy spotykają mnie najróżniejsze krzyże i
przeciwności! Spogląda z tego samego obrazka, w którym czciliśmy Go w czasie
wojny.
W Tobie, Panie,
pokładam nadzieję,
w Tobie moja ucieczka,
Tobie polecam moje utrapienia i bóle,
gdyż poza Tobą nic nie jest pewne ani
stałe!
(Tomasz a’Kempis, O naśladowaniu
Chrystusa)
Ps. Po zakończeniu wojny wielu rodzicom
udało się odzyskać zabrane dzieci, ale koszmar, który przeżyli wcześniej, był
nie do opisania.