12 października 2008 roku, podczas
porannej Mszy Świętej w parafii św. Antoniego Padewskiego, kapłanowi upadła
Hostia na posadzkę. Jedna z klęczących kobiet wskazuje dyskretnie na ten fakt.
Kapłan – zgodnie z zaleceniami w takich przypadkach – odkłada Hostię do
naczynia zwanego vasculum, by ta się rozpuściła. Po tygodniu jedna z
sióstr zakrystianek otwiera sejf i stwierdza, że na Hostii pojawiły się krwawe
ślady. O sprawie poinformowano ordynariusza bp. Edwarda Ozorowskiego. 29
października ze zdumieniem stwierdzono, że Hostia wciąż nie uległa rozkładowi,
a ślady są jeszcze bardziej widoczne.
Biskup zlecił badania. Poproszono prof.
Marię Sobaniec-Łotowską z Zakładu Patomorfologii Lekarskiej UM w Białymstoku o
pobranie próbek do badania. Pani profesor drugą próbkę przesłała do prof.
Stanisława Sulkowskiego, nie informując go o szczegółach, aby skonfrontować z
jego badaniami swoje wyniki.
Oboje doszli do jednakowych wniosków.
Fragmenty Hostii są bezsprzecznie pochodzenia ludzkiego, ich cechy
morfologiczne najbardziej wskazują na podobieństwo do komórek mięśnia
sercowego, z centralnie ułożonymi jądrami komórkowymi. Próby zostały przeprowadzone
z użyciem mikroskopii elektronowej i barwienia tkanek różnymi metodami.
Zmiany, jakie zaszły w tej tkance mówią
o tym, że jest to mięsień w stanie agonalnym. Naukowcy nie potrafią wyjaśnić,
jak to możliwe, że czas nie ma wpływu na rozkład tkanki i jest ona cały czas
jest żywa. Również stopień zespojenia tkanki z materiałem Hostii jest
niewytłumaczalny. Wygląda na to, że są one połączone w sposób fizjologiczny –
tkanka wyrasta bezpośrednio z Hostii. Zaprzeczyli, by mogło dojść do ludzkiej
ingerencji.
Ekspertyza patomorfologów przyczyniła
się do uznania przez Kościół nadprzyrodzoności wydarzenia z Sokółki. 2
października 2011 roku wystawiono Hostię na widok publiczny. Przeniesiono ją w
relikwiarzu podczas uroczystej procesji. Decyzją bp. Ozorowskiego zezwolono na
kult i oddawanie czci. (Źródło: DEON. Pl)
Wpis: 21 listopada godz. 9:35