Nie będę przytaczać całego życiorysu
tego wielkiego Świętego, warto jednak zatrzymać się i posłuchać o jego
kamienistej drodze, o pokonywaniu wielkich trudności. „Urodził się w
rodzinie ubogich wieśniaków w Dardilly koło Lyonu 8 maja 1786 r. Do I Komunii
przystąpił potajemnie podczas Rewolucji Francuskiej w 1799 r. Po raz pierwszy
przyjął Chrystusa do swego serca w szopie, zamienionej na prowizoryczną
kaplicę, do której wejście dla ostrożności zasłonięto furą siana. Ponieważ
szkoły parafialne były zamknięte, nauczył się czytać i pisać dopiero w wieku 17
lat.”
Nie tylko początek, ale całe jego życie
było pasmem najróżniejszych trudności na kapłańskiej drodze. Jako młody kapłan „mianowany
przez biskupa proboszczem w Ars zastał kościółek zaniedbany i opustoszały. Obojętność
religijna była tak wielka, że na Mszy świętej niedzielnej było kilka osób.
Wiernych było zaledwie 230; (…) O wiernych z Ars
mówiono pogardliwie, że tylko chrzest różni ich od bydląt. Ks. Jan przybył tu
jednak z dużą ochotą. Nie wiedział, że przyjdzie mu tu pozostać przez 41 lat
(1818-1859).
Całe godziny
przebywał na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem. (…) Powoli wierni przyzwyczaili się do swojego pasterza. Dobroć
pasterza i surowość jego życia, kazania proste i płynące z serca - powoli
nawracały dotąd zaniedbane i zobojętniałe dusze. Kościółek zaczął się z wolna
zapełniać w niedziele i święta, a nawet w dni powszednie. Z każdym rokiem
wzrastała liczba przystępujących do sakramentów. (…) Ks. Jan spowiadał długimi godzinami. Miał różnych penitentów: od prostych
wieśniaków po elitę Paryża. W dziesiątym roku pasterzowania przybyło do Ars ok.
20 000 ludzi. W ostatnim roku swojego życia miał przy konfesjonale ich ok. 80
000. Łącznie przez 41 lat jego pobytu w tym miejscu przez Ars przewinęło się
około miliona ludzi.
Surowe życie
osłabiło już i tak wyczerpany organizm. Pojawiły się bóle głowy, dolegliwości
żołądka, reumatyzm. Do cierpień fizycznych dołączyły duchowe: oschłość,
skrupuły, lęk o zbawienie, obawa przed odpowiedzialnością za powierzone sobie
dusze i lęk przed sądem Bożym. Jakby tego było za mało, szatan przez 35 lat
pokazywał się ks. Janowi i nękał go nocami, nie pozwalając nawet na kilka
godzin wypoczynku. (…)
Jako męczennik
cierpiący za grzeszników i ofiara konfesjonału, zmarł 4 sierpnia 1859 r.,
przeżywszy 73 lata. W pogrzebie skromnego proboszcza z Ars wzięło udział ok.
300 kapłanów i ok. 6000 wiernych. Nabożeństwu żałobnemu przewodniczył biskup
ordynariusz. Śmiertelne szczątki złożono nie na cmentarzu, ale w kościele
parafialnym. W 1865 r. rozpoczęto budowę obecnej bazyliki. Papież św. Pius X
dokonał beatyfikacji sługi Bożego w 1905 roku, a do chwały świętych wyniósł go
w roku jubileuszowym 1925 Pius XI.”
(Internetowa Liturgia godzin)
„Byłem szczególnie wstrząśnięty jego
heroiczną posługą konfesjonału. Ten pokorny kapłan, który spowiadał przez
kilkanaście godzin na dobę, odżywiając się niezwykle skromnie, przeznaczając na
spoczynek zaledwie kilka godzin dziennie, potrafił w tym trudnym okresie
dokonać duchowej rewolucji we Francji i nie tylko we Francji. Tysiące ludzi
przechodziło przez Ars i klękało przy jego konfesjonale. Na tle
dziewiętnastowiecznego zeświecczenia i antyklerykalizmu, jego świadectwo było
wydarzeniem dosłownie rewolucyjnym.” św. Jan Paweł II, Dar i tajemnica
W tytule napisałam – w kontekście wspomnienia
św. Jana Marii Vianey’a. Dlaczego ? Bo jest to doskonała okazja, aby spojrzeć
również na naszych kapłanów, nie tylko proboszczów, ale wszystkich, bo ten
wielki Święty im patronuje. Spojrzeć łaskawszym, życzliwym okiem. Może nie mają
aż tak trudnej i kamienistej drogi, jak miał św. Jan Maria, ale zauważmy, że
oni również służą nam nie tylko duchową pomocą, troszczą się o nas, o nasze
dusze, robią wiele, wiele dobra, które nie zawsze jest zauważone, a przede
wszystkim są szafarzami sakramentów.
Dlaczego zauważa się tylko i nagłaśnia
złe przykłady? Nie potrafię tego zrozumieć! W moim długim, bo ponad
osiemdziesięcioletnim życiu spotykałam różnych kapłanów – czy to w szkole, czy
w Krucjacie Eucharystycznej, czy w codziennym życiu – NIGDY nie był to kapłan obciążony
jakimiś winami, które tak często obecnie im się przypisuje!!! Również w naszej
parafii w Przeźmierowie koło Poznania ZAWSZE
byli i są to kapłani wielkiego ducha, szczerze miłujący Boga, całym
sercem oddani parafii.
Dlaczego – pytam – tak łatwo
krytykujemy, pomawiamy? W każdym niemal kabarecie ksiądz jest obśmiewany,
wykpiwany etc.… Ale przecież zabiegamy o
to, aby nasze dzieci były ochrzczone, aby pochował nas ksiądz!
A czy chociaż raz pomyślałeś, Przyjacielu,
który tak bezceremonialnie i z taką łatwością opluwasz kapłana, że warto by za
niego się pomodlić? Ta modlitwa jest mu bardzo potrzebna, bo nie tylko św. Jana
Marię Vianey’a nękały złe duchy, by zniszczyć w nim kapłański zapał, a nieraz i
zatruć życie!