niedziela, 4 sierpnia 2024

W kontekście wspomnienia św. Jana Marii Vianey’a

 

Nie będę przytaczać całego życiorysu tego wielkiego Świętego, warto jednak zatrzymać się i posłuchać o jego kamienistej drodze, o pokonywaniu wielkich trudności. „Urodził się w rodzinie ubogich wieśniaków w Dardilly koło Lyonu 8 maja 1786 r. Do I Komunii przystąpił potajemnie podczas Rewolucji Francuskiej w 1799 r. Po raz pierwszy przyjął Chrystusa do swego serca w szopie, zamienionej na prowizoryczną kaplicę, do której wejście dla ostrożności zasłonięto furą siana. Ponieważ szkoły parafialne były zamknięte, nauczył się czytać i pisać dopiero w wieku 17 lat.”

Nie tylko początek, ale całe jego życie było pasmem najróżniejszych trudności na kapłańskiej drodze. Jako młody kapłan „mianowany przez biskupa proboszczem w Ars zastał kościółek zaniedbany i opustoszały. Obojętność religijna była tak wielka, że na Mszy świętej niedzielnej było kilka osób. Wiernych było zaledwie 230; (…) O wiernych z Ars mówiono pogardliwie, że tylko chrzest różni ich od bydląt. Ks. Jan przybył tu jednak z dużą ochotą. Nie wiedział, że przyjdzie mu tu pozostać przez 41 lat (1818-1859).

Całe godziny przebywał na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem. (…) Powoli wierni przyzwyczaili się do swojego pasterza. Dobroć pasterza i surowość jego życia, kazania proste i płynące z serca - powoli nawracały dotąd zaniedbane i zobojętniałe dusze. Kościółek zaczął się z wolna zapełniać w niedziele i święta, a nawet w dni powszednie. Z każdym rokiem wzrastała liczba przystępujących do sakramentów. (…) Ks. Jan spowiadał długimi godzinami. Miał różnych penitentów: od prostych wieśniaków po elitę Paryża. W dziesiątym roku pasterzowania przybyło do Ars ok. 20 000 ludzi. W ostatnim roku swojego życia miał przy konfesjonale ich ok. 80 000. Łącznie przez 41 lat jego pobytu w tym miejscu przez Ars przewinęło się około miliona ludzi.

Surowe życie osłabiło już i tak wyczerpany organizm. Pojawiły się bóle głowy, dolegliwości żołądka, reumatyzm. Do cierpień fizycznych dołączyły duchowe: oschłość, skrupuły, lęk o zbawienie, obawa przed odpowiedzialnością za powierzone sobie dusze i lęk przed sądem Bożym. Jakby tego było za mało, szatan przez 35 lat pokazywał się ks. Janowi i nękał go nocami, nie pozwalając nawet na kilka godzin wypoczynku. (…)

Jako męczennik cierpiący za grzeszników i ofiara konfesjonału, zmarł 4 sierpnia 1859 r., przeżywszy 73 lata. W pogrzebie skromnego proboszcza z Ars wzięło udział ok. 300 kapłanów i ok. 6000 wiernych. Nabożeństwu żałobnemu przewodniczył biskup ordynariusz. Śmiertelne szczątki złożono nie na cmentarzu, ale w kościele parafialnym. W 1865 r. rozpoczęto budowę obecnej bazyliki. Papież św. Pius X dokonał beatyfikacji sługi Bożego w 1905 roku, a do chwały świętych wyniósł go w roku jubileuszowym 1925 Pius XI.(Internetowa Liturgia godzin)

„Byłem szczególnie wstrząśnięty jego heroiczną posługą konfesjonału. Ten pokorny kapłan, który spowiadał przez kilkanaście godzin na dobę, odżywiając się niezwykle skromnie, przeznaczając na spoczynek zaledwie kilka godzin dziennie, potrafił w tym trudnym okresie dokonać duchowej rewolucji we Francji i nie tylko we Francji. Tysiące ludzi przechodziło przez Ars i klękało przy jego konfesjonale. Na tle dziewiętnastowiecznego zeświecczenia i antyklerykalizmu, jego świadectwo było wydarzeniem dosłownie rewolucyjnym.” św. Jan Paweł II, Dar i tajemnica

W tytule napisałam – w kontekście wspomnienia św. Jana Marii Vianey’a. Dlaczego ? Bo jest to doskonała okazja, aby spojrzeć również na naszych kapłanów, nie tylko proboszczów, ale wszystkich, bo ten wielki Święty im patronuje. Spojrzeć łaskawszym, życzliwym okiem. Może nie mają aż tak trudnej i kamienistej drogi, jak miał św. Jan Maria, ale zauważmy, że oni również służą nam nie tylko duchową pomocą, troszczą się o nas, o nasze dusze, robią wiele, wiele dobra, które nie zawsze jest zauważone, a przede wszystkim są szafarzami sakramentów.

Dlaczego zauważa się tylko i nagłaśnia złe przykłady? Nie potrafię tego zrozumieć! W moim długim, bo ponad osiemdziesięcioletnim życiu spotykałam różnych kapłanów – czy to w szkole, czy w Krucjacie Eucharystycznej, czy w codziennym życiu – NIGDY nie był to kapłan obciążony jakimiś winami, które tak często obecnie im się przypisuje!!! Również w naszej parafii w Przeźmierowie koło Poznania ZAWSZE  byli i są to kapłani wielkiego ducha, szczerze miłujący Boga, całym sercem oddani parafii.

Dlaczego – pytam – tak łatwo krytykujemy, pomawiamy? W każdym niemal kabarecie ksiądz jest obśmiewany, wykpiwany etc.… Ale przecież  zabiegamy o to, aby nasze dzieci były ochrzczone, aby pochował nas ksiądz!

A czy chociaż raz pomyślałeś, Przyjacielu, który tak bezceremonialnie i z taką łatwością opluwasz kapłana, że warto by za niego się pomodlić? Ta modlitwa jest mu bardzo potrzebna, bo nie tylko św. Jana Marię Vianey’a nękały złe duchy, by zniszczyć w nim kapłański zapał, a nieraz i zatruć życie!