W
kontekście słów św. Faustyny,
które umieściłam wczoraj…
Nasuwają się
różne refleksje! Faustyna potrafiła się przyznać do niełatwego znoszenia
różnych ludzi, z którymi trudno „obcować szczerze i z prostotą, od których
natura nasza ucieka, albo z tymi, którzy, czy świadomie, czy też nieświadomie
zadali nam cierpienie - po ludzku jest to niemożliwe.” Czyli– z tymi, którzy
nie są nam przychylni, którzy zrobili nam krzywdę, którzy nas obśmiewają,
inaczej myślą, czują albo – krótko mówiąc – którzy nas denerwują! Bo i tak często
bywa! Denerwują nas swoim wścibstwem,
nadmiernym gadulstwem, chwaleniem się, uwagami, radami, o które wcale nie
prosimy, etc. etc.
Ale w tym
momencie trzeba sobie postawić jasne pytanie: Czym ja, N.N., denerwuję innych
ludzi? A wiem z całą pewnością, że denerwuję!
Nasuwa mi
się jeszcze inne pytanie: Czym denerwujemy Pana Boga?! O, tutaj można by ułożyć
całą „litanię”. No, właśnie! Zastanówmy się nad tym! Ja mam sobie wiele do
zarzucenia!
A Pan Bóg
nas wszystkich znosi, wszystkich kocha, wszystkich pragnie przygarnąć i każdemu
pomóc!
Św. Faustyna
służy nam pomocą, mówiąc: „W takich chwilach staram się odkryć, więcej niż
kiedy indziej, w danej osobie Pana Jezusa i dla tego Jezusa, czynię wszystko
dla danych osób. W takich uczynkach miłość jest czysta, takie ćwiczenie się w
miłości daje duszy hart i siłę. Niczego się nie spodziewam od stworzeń, dlatego
nie doznaję żadnych zawodów.”
Wpis: 6 marca godz. 11:07