Wiele razy przywoływałam na moim blogu
słowa św. Augustyna… Ostatnio – wczoraj. Nic dziwnego, bo ów Święty od dawna
imponował mi nie tylko swoją pobożnością, ale i wielką mądrością. Mam kilka
wydań jego „Wyznań” i ciągle odkrywam coś nowego w jego przemyśleniach,
wskazaniach. Choćby to: „Ziemia jest twoim okrętem, nie siedzibą.” Jakże ważna
myśl, która rodzi liczne refleksje. Przynajmniej powinna rodzić! Jakim okrętem
płyniemy? Dokąd zmierzamy? Często przecież błądzimy, uderzając w nieprzewidziane
przeszkody, próbujemy ominąć rafy, zmagamy się z wichrami – niekiedy tak
silnymi, że nasz okręt kołysze się na falach życia już tak potężnie, że wydaje się
tonąć… Ale znów odzyskujemy dobry kierunek i… żeglujemy dalej. Niebezpieczeństwo
zostaje zażegnane; nie wiemy, na jak długo… Czasami przypominamy Odyseusza,
który dziesięć lat płynął w kierunku Itaki, pokonując wiele przeszkód, by
wreszcie szczęśliwie zakończyć swą ryzykowną podróż. I dotrzeć do szczęśliwej
przystani. I w tym miejscu nasuwa się pytanie, na ile nasza podróż życia jest niebezpieczna,
męcząca, na ile ryzykowna, szalona i śmiała… Można by jeszcze dopisać wiele
innych synonimów, bo pytanie o tę podróż życia takie rodzi. Pozostańmy przy
tych; wystarczy! W jakim jesteśmy miejscu? Dokąd naprawdę zmierzamy?
Wystarczy obrać jeden pewny kurs,
mając przed sobą niezawodną busolę, którą jest nasz PAN JEZUS CHRYSTUS. Z NIM
nie zginiemy! Ważne, by mieć świadomość, że nasze życie na ziemi jest okrętem, a nie siedzibą.
Wpis: 28 maja godz.: 11:35