Ten dzień każdego wzrusza, w każdym
człowieku budzi radość, ale i refleksje
nad swoim życiem… Począwszy od najwcześniejszego dzieciństwa, gdy pamięć
zarejestrowała obraz kochającej Mamy, która tuliła do serca, ubierała, ocierała
łzy i… zawsze była. Momentu narodzin się nie pamięta, ale dobrze każdy z nas
wie, że było się dzieckiem upragnionym – owocem miłości Rodziców, oczekiwanym,
upragnionym… Pamiętam z opowiadań mojej Babci, że wkrótce po moim narodzeniu (w
mroźny grudniowy późny wieczór) do domu moich Dziadków przyszedł mój Ojciec. To
był czas wojny; wypędzono nas z rodzinnego domu w Pniewach na Rynku, Mama zamieszkała u swoich rodziców na ul. Szkolnej, a Ojciec był „odtransportowany”
do odległego o 12 km Podrzewia. Przyszedł pieszo, przedzierając się przez
potężne zaspy śniegu. Był ogromnie wzruszony widokiem Mamy z maleńką dziewuszką
przy boku. To byłam ja. Ukląkł przy
łóżku i całował ręce Mamy.
To wydarzenie opowiedziane przez Babcię
przywołuję bardzo często – nie tylko przy okazji Święta Matki. Miałam
wspaniałych Rodziców – wielkich duchem, pobożnych i niezwykle prawych ludzi. Dzisiaj,
będąc już u schyłku życia, wracam do nich pamięcią coraz częściej. Mama – to
było to Serce domu, które napełniało go miłością i radością. Ojciec – to Mózg,
ale i Serce. Kochali nas bardzo, otaczając najczulszą troską, ale i wymagali –
szacunku dla Boga, Ojczyzny i Człowieka.
Wpis: 26 maja godz. 12:30