Byłam w Łagiewnikach
kilka razy… Każdorazowy wyjazd był bardzo ważny, chociaż moja pierwsza
pielgrzymka pozostawiła niezatarty ślad w pamięci i w sercu! Czytałam
codziennie Dzienniczek s. Faustyny,
znałam go już prawie na pamięć. Zawarte w nim wskazania Pana Jezusa stały się istotą
mojej codzienności. Bardzo chciałam
zobaczyć z bliska cudowny obraz Chrystusa Miłosiernego z bliska. Wrażenie było
potężne! To ON, patrzący z tak wielką miłością na wszystkich i na każdego z
osobna. Właśnie to było takie ważne: Pan Jezus ogarnia swym spojrzeniem każdego
z osobna, jakby chciał powiedzieć: Dobrze, że jesteś, człowieku! Kocham cię! To
przejmujące spojrzenie sięga do głębi serca. Trudno się oprzeć wzruszeniu!
Pamiętam, że pięć lat
temu, po którejś „wizycie” w sanktuarium Bożego Miłosierdzia napisałam poniższe
słowa. Przywołuję je kolejny raz, bo nic nie straciły na aktualności.
Klęcząc wśród
niezliczonej rzeszy pątników, wpatrzonych w Twoje święte oblicze, w pełni
zrozumiałam, czym jest ten cudowny obraz, co znaczy on dla mnie i dla całego
świata. Moje serce zalała ogromna fala wdzięczności wobec Ciebie, mój Ukochany
Jezu. Dziękuję Ci z całego serca, że pozwoliłeś mi przybyć do Twego
sanktuarium, które z woli św. Jana Pawła II stało się światowym Centrum Bożego
Miłosierdzia.
Wiem, że nigdy nie
zdołam wyrazić w pełni ogromnej wdzięczności, która przepełnia moje serce!
Każde słowo byłoby zbyt słabe, by odzwierciedlić to, co myślę i czuję. Nie dość,
że w czasie ostatniej wieczerzy ustanowiłeś Najświętszy Sakrament, zostawiając
nam swoje Ciało i Krew w postaci Komunii św., to jeszcze za pośrednictwem s.
Faustyny wskazałeś ludzkości na swoje miłosierdzie. Tej ludzkości, która jest
tak niewdzięczna, pełna złości i nienawiści, która każdego dnia obraża Cię
strasznymi grzechami, lekceważy Cię... A Ty, nie bacząc na nasze winy, przychodzisz
i mówisz tak po prostu: „Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz,
nie zginie. Ja sam bronić jej będę jako swej chwały. Podaję ludziom naczynie, z
którym mają przychodzić po łaski do źródła miłosierdzia. Tym naczyniem jest
obraz z podpisem: „Jezu, ufam Tobie!”
Długo wpatrywałam się
w Twoje święte oblicze... Wraz z upływem czasu moje serce przepełniała coraz
większa wdzięczność wobec Ciebie, mój Jezu! Spoglądasz na korzących się u Twych
stóp z tak wielką miłością i czułością; uśmiechasz się delikatnie, jakbyś
chciał nas zachęcić do ufnej modlitwy. Obraz przedstawia Cię w prawie
naturalnej wielkości; cała Twoja postać jakby podąża w kierunku człowieka,
ofiarując mu miłość i pomoc. Prawa ręka, wzniesiona w górę, nieustannie błogosławi
wszystkim bez wyjątku, a Ty zdajesz się wołać: „Pójdźcie do mnie wszyscy,
którzy utrudzeni jesteście, a ja was pokrzepię.” Z kolei lewa ręka wskazuje
na serce – źródło Bożej miłości.
Panie mój! Jak nie
wyrazić Ci wdzięczności za Twoją miłość? Jak nie powiedzieć Ci, że kocham Cię,
choć tak nieudolnie? Czy kiedykolwiek zdołam Ci się naprawdę odwdzięczyć za
Twoją miłość, za Twoje nieustanne pragnienie niesienia pomocy? Właśnie tam, u
Twych stóp, uświadomiłam sobie, ile Ci zawdzięczam w całym swoim życiu, każdego
dnia; ile razy przybywasz mi z
pomocą w sprawach wielkich i małych, jak strzeżesz zarówno mnie, jak i moją
rodzinę, jak kierujesz moimi myślami i czynami...
Panie Mój! Czyż
zdołam wyliczyć to wszystko, co otrzymuję od Ciebie, klęcząc przed Twoim
obliczem? Codziennie uparcie wpatruję się w Twój święty wizerunek, w Twoją
postać na obrazie z podpisem „Jezu, ufam Tobie!” i codziennie odkrywam
coś nowego, śledzę Twój uśmiech, Twój - pełen miłości gest, wskazujący na serce
– źródło miłości. I – coraz bardziej upewniam się, że kochasz mnie
bezinteresowną miłością. W Twoim zranionym sercu znajduję ofiarną miłość,
której tak bardzo potrzebuje dzisiejszy świat. Z miłości ku nam pozwoliłeś się
biczować, przebyłeś drogę na Golgotę, rozciągnąłeś swoje ręce na krzyżu, umierałeś
za nas w straszliwych mękach, pozwoliłeś przebić swoje Boskie Serce...
Gdy doświadczam różnych przeciwności
losu, Ty, Jezu, stajesz się moją jedyną „deską ratunku”, nigdy jeszcze mnie nie
zawiodłeś. Nie zawsze udzielasz mi pomocy na miarę moich oczekiwań; często
otrzymuję łaski, których zupełnie się nie spodziewałam, a są one potrzebne
bardziej przy kształtowaniu ducha niż ciała.
Cóż mogę
Ci ofiarować Jezu w zamian za Twoje bezgraniczne miłosierdzie i miłość? Cóż
mogę zrobić dla Ciebie, Drogi Jezu, jak mam okazać Ci moją ogromną wdzięczność?
Pragnę Ci złożyć hołd całym swoim życiem! Comiesięczne pierwsze piątki, które
praktykuję, niech staną się aktem wynagradzającym za zniewagi ludzkości wobec
Twego Najświętszego Serca.
Proszę
Cię pokornie, abyś panował w mojej rodzinie jako najwspanialszy Król! Pragnę Ci zawierzyć siebie samą i moją
rodzinę. Wołam do Ciebie, Jezu, z sercem przepełnionym ogromną wdzięcznością: „(...)
Chcę odtąd żyć Twoim życiem, za które już tutaj na ziemi obiecałeś pokój, chcę
odeprzeć złego ducha tego świata! Panuj więc nad moim rozumem poprzez prostotę
wiary, panuj też przez swą miłość nad moim sercem. Chcę je utrzymać w Twej
żarliwej miłości przez częste przyjmowanie Komunii św. Racz, Boskie Serce,
przewodzić naszemu życiu, błogosław nasze duchowe i doczesne przedsięwzięcia,
rozpraszaj nasze troski, uświęcaj nasze pociechy i łagodź nasze cierpienia.
Amen”
Ty, Jezu, jesteś dla
mnie nieustannym źródłem wszelkich dóbr, z którego zawsze mogę czerpać. Tu
znajduję wszystko, co jest mi potrzebne i pożyteczne. Jeśli upadam na duchu, Ty
podniesiesz mnie, od Ciebie otrzymuję wewnętrzną siłę. Jeśli zgrzeszę, u Ciebie
znajduję miłosierdzie, otrzymuję przebaczenie i odzyskuję pokój. W trudnych
chwilach Ty mnie pokrzepisz, uzmocnisz i zasilisz mocą Bożą. Jeśli potrzebuję
rady, otuchy i pomocy, tutaj ją znajduję. U Ciebie znajduję też prawdziwą radość.
Cokolwiek może służyć memu prawdziwemu
szczęściu, Ty, mój Przyjacielu, mi dajesz.
W Tobie znajduję nie
tylko przeogromną miłość, ale i wewnętrzną siłę, radość, spokój ducha oraz
wszystko, co dobre i piękne! Ufam Ci bezgranicznie i wierzę w nieskończoną moc Twojej miłości i
miłosierdzia! Ty pozwalasz mi trwać i kroczyć po krętych ścieżkach życia, w
trudnej codzienności.
Pisanie o sobie, o
swych najgłębszych uczuciach, nie jest czymś łatwym. Mam jednak świadomość,
że w ten sposób – przyznając się publicznie do Ciebie, Jezu, i głosząc Twoje
Miłosierdzie, spłacam wobec Ciebie dług wdzięczności. Mogę śmiało powiedzieć,
że całe moje życie – chociaż niewolne od trosk, zawirowań i trudności – jest
nieustannym doświadczaniem Bożej miłości i opieki. Ciebie, Panie Jezu, uważam
za największego swego Przyjaciela, który nigdy mnie nie zawiódł.
Powyższe słowa
napisałam kilka lat temu, ale nadal nic nie straciły ze swej aktualności! Byłam
na audiencji u PANA JEZUSA kilka dni temu! Wróciłam pokrzepiona Jego miłością i
nieustannym pragnieniem niesienia pomocy. Komu? Każdemu człowiekowi!