Kolejny
raz odpowiadam sceptykom, którzy mają zastrzeżenia odnośnie do treści na moim
blogu… Tak, to prawda, najwięcej miejsca poświęcam PANU JEZUSOWI! Jestem Jego
wielką entuzjastką, a mówiąc językiem młodzieżowym – gorliwą fanką! Dlaczego?
Ponieważ towarzyszy mi od urodzenia. Przypomnę, że ten obrazek, który widnieje
na początku, stanowi pewnego rodzaju moje logo. Miłość do PANA JEZUSA wyssałam
z mlekiem matki. Być może, brzmi to zbyt górnolotnie, ale prawdziwie. Mój dom
rodzinny w Pniewach (do którego tak często się odwołuję) był miejscem, gdzie
mieszkał CHRYSTUS. Przywieźliśmy tę miłość z wojennego wygnania, czy – jak kto
woli - z wysiedlenia do Rogoźna. Tam w obskurnych warunkach zawsze towarzyszył
nam właśnie ON. Ten obrazek wisiał na ścianie tam, na wygnaniu, a później w moim
domu rodzinnym w Pniewach. Po latach odziedziczyłam go ja. To bardzo radosna
obecność! Pamiętam wiele scen, sytuacji ze swojego dzieciństwa… Trudne,
siermiężne czasy komunistyczne, które ogołociły nas z wszelkich dóbr materialnych,
nie przysłoniły nam miłości do PANA JEZUSA. I wcale nie były to czasy smutne!
Wręcz przeciwnie – stanowiliśmy radosną rodzinę (mimo surowych zasad Ojca).
No, to
tyle i aż tyle!