„Cierpienie jest ogniem, w którym
hartuje się nasza dusza.” To słowa Józefa Bułatowicza.
O cierpieniu pisze wielu ludzi, bo któż
go nie doświadcza? W najróżniejszej formie – czy to fizycznej, czy też
duchowej.
„Cierpienie, przemijanie, odejście...
Godzimy się na nie z trudem, ponieważ ich nie rozumiemy. Ksiądz Jan Twardowski
pokazuje, że wprawdzie doświadczenia te są niezrozumiałe, nie są jednak
wymierzone przeciwko nam. Cierpienie rozumiał jako zadanie do wykonania.
Przemijanie i starość – jako okazje ożywienia świadomości dziecka Bożego. Na
śmierć patrzył jak na spotkanie z Bogiem, otwartą bramę, przez którą idzie się
dalej. To dzięki niej nasze doświadczenie zyskuje sens. Kto nauczy się
traktować cierpienie jak zadanie, pisze Ksiądz Jan, dojrzeje do mądrości.
Cierpienie
nie jest koniecznością. Każdy z nas doświadczył skuteczności modlitwy. Dowodami
są cuda. Ludzkość, modląc się o zdrowie, wymyśliła wiele mądrych lekarstw.
Medycyna pomaga i niewidomym, i chorym, i rodzącym. Jeśli jednak Bóg zażąda
cierpienia, trzeba zaufać Mu bezgranicznie, trzeba zawierzyć, że to jest dzieło
Boże, choćby nam do ręki wbijali tępym młotkiem tępe gwoździe. Każde cierpienie
zmieni się w wielkie dzieło Boże dla nas. Tak było z męką Pana Jezusa, kiedy
człowiek zawierzył Bogu w najtragiczniejszych sytuacjach. Całe cierpienie
Jezusa stało się zbawieniem – zbawieniem od rozpaczy.
Ze wstępu Aleksandry Iwanowskiej do książki: Kilka myśli o cierpieniu, przemijaniu i odejściu autorstwa ks. Jana Twardowskiego