O wartości dobrego słowa już pisałam,
ale wydaje mi się, że to ciągle za mało. Życie toczy się coraz prędzej i prędzej, i w
tym biegu bardzo łatwo stracić azymut, a także nie zauważyć drugiego człowieka,
którego Pan Bóg stawia na naszej drodze. Do podjęcia kolejnych rozważań na
temat dobrego słowa zachęciło mnie takie proste stwierdzenie, które usłyszałam
wczesnym rankiem: „Spotykajmy się tak, aby Bóg był w nas i między nami.” Właśnie
– między nami! Jeżeli zamieszka w nas dzięki Eucharystii, to będziemy Nim w
pewien sposób promieniować, zapewne bardzo nieudolnie, ale przynajmniej
będziemy się starać… Cóż zatem znaczą słowa, by Bóg był między nami? Truizmem
jest przekonywanie, że Bóg jest samym dobrem, zatem jeżeli będzie ON pośród
nas, to z łatwością zdobędziemy się na dobre słowo wobec bliźniego. Dobre słowo
– to tak naprawdę niewiele… Może warto zauważyć w drugim człowieku coś pięknego
(każdy z nas ma to „coś”) i najzwyczajniej powiedzieć mu o tym. Pochwalić (bez
przesady!), życzliwie się uśmiechnąć, zapytać, jak mu się żyje, jak sobie radzi
z trudnościami…
Znam taką panią doktor, którą kochają
pacjenci. Pomijam rzetelność wykonywanego zawodu i ogromną wiedzę, którą
posiada… Pacjenci cenią w niej właśnie umiejętność obdarowywania dobrym słowem!
Mówi całkiem zwyczajne słowa, ale brzmi w nich szczera troska, życzliwość,
opiekuńczość… Zwyczajne słowa, które chorym wracają siły i chęć do życia!
Ten dar może posiąść każdy z nas,
wystarczy tylko odrobina dobrej woli i
obudzenie w sobie świadomości, że nie tylko ja oczekuję na dobre słowo,
ale czeka na nie bliźni, każdy człowiek!