Odwiecznie ścierają się dwie wartości: dobro i zło!
I toczą ze sobą walkę na różnych płaszczyznach. W nas samych, w naszym wnętrzu
toczy się walka duchowa, przeżywa ją każdy – w mniejszym lub
większym stopniu… Poddawany jest niezależnie od przekonań, od wyznania… Bo
walka duchowa – najkrócej mówiąc - jest walką ze złem, próbą przeciwstawienia się
złu. Każde rozważanie, czy postąpiłam (-em) dobrze czy źle, wahania wewnętrzne
– to przecież nic innego, jak duchowa walka! I dobrze, że tak jest, bo
przynajmniej budzi się nasze sumienie… Gorzej natomiast, gdy już nic nie
mamy sobie do wyrzucenia i uważamy, że to wszystko, co robimy, myślimy, jest
słuszne… Truizmem jest twierdzenie, że samym dobrem jest Bóg. Wiemy o tym,
chociaż niekiedy wypieramy tę prawdę i skłonni jesteśmy uwierzyć złu… Począwszy
od naszych prarodziców, Adama i Ewy, omamieni szatańską pokusą, ubraną w piękne
słowa, dajemy przyzwolenie złu. Dobro bywa niekiedy trudne do przyjęcia, bo
wymaga samozaparcia, ofiary… Zło bywa bardziej atrakcyjnie, dodajmy: pozornie!
W
kontekście walki duchowej – kilka spostrzeżeń Michela Quoista:
Gdy
człowiek wybiera Boga i bliźnich, szatan nie jest zadowolony. Czasami, w
niektórych okresach, harmider kuszenia, chwilami pokryty śpiewem miłości, wraca
gwałtowniej i ostrzej.
Bóg
pozwala na taką próbę, czasem nawet pozostaje głuchy na wołanie swego dziecka,
by je doświadczyć i zmusić do większej ufności. Jak długo nie oczekuje się
wszystkiego od Boga, a niczego od siebie, tak długo nie zazna się spokoju.
Trzeba
być zupełnie małym, by dać się nieść Bogu.