Cierpienie dotyka w różny
sposób człowieka… Każdego z nas! Ma różny wymiar, różne oblicze, różne
przybiera formy… Dobrowolnie nikt cierpienia nie wybiera, ono po prostu pojawia
się – czy to na płaszczyźnie fizycznej czy też duchowej, psychicznej… Można je
przyjąć, zaakceptować lub nie… Można się buntować… Ale tak czy owak – trzeba z
nim żyć! Najczęściej jesteśmy bezradni wobec ogromu cierpienia…
To
takie puste – zdawałoby się - słowa, które zna zapewne każdy z nas! A może
warto spojrzeć na cierpienie i jego sens oczami naszych przyjaciół w niebie?
Przecież byli też ludźmi „z krwi i kości”, kochali życie, odczuwali ból
podobnie, jak każdy człowiek, a jednak… zaakceptowali cierpienie! Św. Ojciec Pio
przez pięćdziesiąt lat nosił na rękach stygmaty – cierpiał podobnie, jak
ukrzyżowany Chrystus. A mimo to zapisał się w pamięci współczesnych jako
radosny święty, z wielkim poczuciem humoru.
Bólu
ukrzyżowanego Chrystusa doświadczała również św. Faustyna, jej stygmaty były
niewidoczne, ale niezwykle dokuczliwe. Można wymienić jeszcze wielu świętych,
którzy dobrowolnie przyjęli cierpienie… Jaki miało ono sens? Posłuchajmy słów
św. Faustyny: Cierpienie jest wielką
łaską! (…) Przez cierpienie dusza upodabnia
się do Zbawiciela, w cierpieniu krystalizuje się miłość. Im większe cierpienie,
tym miłość staje się czystsza. (…)
Cierpieć,
nie skarżąc się, pocieszać innych, a swoje własne cierpienia topić w
Najświętszym Sercu Jezusa!(…) Cierpienie jest skarbem
największym na ziemi – oczyszcza duszę. W cierpieniu poznajemy,
kto jest dla nas prawdziwym przyjacielem. Prawdziwą miłość mierzy się
termometrem cierpień. (Dz. 342). Nie lękaj się
cierpień, Ja jestem z tobą” (Dz. 15) – mówi Pan Jezus do
s. Faustyny i… do każdego z nas!
Niech w znoszeniu cierpienia pomoże nam
modlitwa s. Faustyny:
Jezu, dziękuję Ci za codzienne
drobne krzyżyki,
za przeciwności w moich zamiarach,
za trud życia wspólnego,
za złe tłumaczenie intencji,
za poniżanie przez innych,
za cierpkie się obchodzenie
z nami,
za posądzenia niewinne,
za słabe zdrowie
i wyczerpanie sił,
za zaparcie się własnej woli,
za wyniszczenie swego ja,
za pokrzyżowanie wszystkich planów.
Dziękuję Ci, Jezu, za cierpienia wewnętrzne,
za oschłości ducha, za trwogi, lęki
i niepewności,
za ciemność i gęsty mrok wewnętrzny,
za pokusy i różne doświadczenia, za udręki,
które wypowiedzieć trudno, a zwłaszcza za te,
w których nas nikt nie zrozumie… (Dz.
343)