Wczoraj Kościół obchodził uroczystość narodzin św. Jana Chrzciciela, a wraz z Kościołem wielu Janów, Jasiów, Janków, ale i różne Janki, Janeczki, Janinki, a wśród nich i ja… Mam ten zaszczyt, że jestem jedną z wielu podopiecznych wielkiego Świętego. Wspominam o tym z wyjątkowej przyczyny! A cóż to za przyczyna? Otóż otrzymałam wiele, wiele pięknych życzeń, pełnych serdeczności i przyjaźni… Choćby dlatego warto obchodzić swoje imieniny, aby usłyszeć tyle dobrych i życzliwych słów! Wśród życzeń było jedno zupełnie niezwykłe… I to właśnie skłoniło mnie, aby napisać o swoim święcie. Jakie to życzenie? Brzmiało tak: Święty Jan Chrzciciel stracił głowę dla Pana Jezusa… Życzę, aby pani też straciła głowę dla Chrystusa!
Życzenie zupełnie inne o innych, niezwykłe w swym wyrazie i jakże bogate w treści!!! Stracić głowę dla Chrystusa! Cóż to może znaczyć dla zwykłego śmiertelnika? W czasach dalekich od Jana Chrzciciela, gdy o bohaterstwo raczej trudno? Im bardziej wgłębiam się w treść tych słów, tym więcej dostrzegam możliwości… W XXI wieku też można stracić głowę dla Pana Jezusa! Bywa, że tracimy głowę dla pieniędzy, dla różnych idei, spraw mniejszej lub większej wagi… Tracimy głowę, gdy poraziła nas „strzała Amora”… Dlaczego więc nie można stracić głowy dla Chrystusa? Tak zupełnie bezinteresownie, z całkowitym oddaniem, bez jakichkolwiek oczekiwań…
Cóż zatem może to znaczyć? Myślę, że stracić głowę dla Chrystusa, to…
Przede wszystkim uwierzyć, że On jest - żywy i prawdziwy… Nie można bowiem tracić głowy dla kogoś, kto nie istnieje, kto jest fikcją…
Mieć pewność, że codziennie dla nas ponawia krzyżową ofiarę w każdej Mszy św.…
Że ukrył się w tym małym kawałku Chleba, aby być z Tobą i ze mną każdego dnia…
Uwierzyć w Jego miłość, nawet w najtrudniejszych chwilach życia…
To kochać Go, odwzajemniać Jego miłość…
Tęsknić za Nim, tak, jak się tęskni za ukochaną osobą…
Zachwycać
się Nim każdego dnia – Jego dobrocią, cierpliwością i miłością; Jego wszystkimi
dziełami…
Rozmawiać z Nim, powierzać Mu swoje radości i troski…
Mieć odwagę przyznać się do Niego w każdych okolicznościach, nawet za cenę utraty akceptacji środowiska…
Odważnie opowiedzieć się za prawdą…
Ufać Mu zawsze i bezgranicznie, również w najtrudniejszych momentach życia…
Modlić się o męstwo w nieustannym wyznawaniu przynależności do Chrystusa…
To taki test dla chrześcijan… Czy go zdałam? Czy Ty go zdałeś? Czy zdajemy egzamin my wszyscy, którzy uważamy się za katolików, czyli Chrystusowe dzieci?
Czy
umiemy i chcemy stracić głowę dla naszego Pana?