O świętym Maksymilianie napisano wiele!
Wszyscy wiemy o jego niezwykłym czynie w czasie wojny, gdy dobrowolnie w czasie
apelu w obozie Auschwitz 29 lipca 1941 wybrał śmierć głodową w zamian za
skazanego współwięźnia Franciszka Gajowniczka,
który był w grupie dziesięciu więźniów skazanych na śmierć, za ucieczkę z obozu
jednego z więźniów.
To wydarzenie zna cały świat i podziwia
św. Maksymiliana; jego śmierć była poprzedzona kilkunastodniową męczarnią,
spowodowaną głodem i wyczerpaniem.
Nie tylko podziwiamy, ale i kochamy św.
Maksymiliana! Nasuwa mi się jednak pytanie:
Ile z postawy tego wielkiego Świętego potrafimy przenieść do własnego życia?!
Wcale nie na miarę tak wielkiej ofiary – ofiary z życia. Ta podobna była Ofierze
Chrystusa! Takiej ofiary nikt od nas nie oczekuje, a tym bardziej nie żąda.
Ale żyjemy w jakimś społeczeństwie, obok nas – ludzie. Każdy ze swoimi problemami, niekiedy bardzo trudnymi. Czy obchodzi mnie los drugiego człowieka? Czy chcę i umiem go pocieszyć, zapewnić o modlitwie? Czy potrafię pomóc na miarę swoich możliwości? Podać rękę, uśmiechnąć się życzliwie? Współczuć? Przynajmniej wysłuchać?
Nasuwa mi się jeszcze jedno pytanie. Bardzo
ważne! Skąd św. Maksymilian miał tak wielką siłę, by dobrowolnie pójść na
śmierć za drugiego człowieka? Skąd ją czerpał? Odpowiedź jest krótka: z
Eucharystii i z przyjaźni z Najświętszą Panienką! Pan Jezus w sercu i Maryja u
boku!
To bardzo wymowne dla nas! Komentarz
jest zbyteczny!
Wpis: 14 sierpnia godz. 9:01