Myślę, że… Aby pokonać samego siebie,
trzeba najpierw wiedzieć, co w sobie mam pokonać. Bo życie jest konkretna walką
– nie tylko z wrogami zewnętrznymi w postaci choćby nieprzyjaznych nam ludzi
czy przeciwności losu, ale także jest walką wewnętrzną – myślę, że znacznie
trudniejszą. Wróg zewnętrzny bowiem ujawnia się dość szybko, a ten wewnętrzny jest
ukryty wewnątrz nas. Bardzo często wcale nie jesteśmy świadomi jego obecności. Pielęgnujemy
swój obraz, nie mając świadomości popełnianych błędów. I wcale nie pragniemy,
aby ktokolwiek burzył nam tenże obraz. Obrażamy się, gdy ktoś zwróci nam uwagę.
Wcale nie chcemy się zmieniać, bo uważamy, że postępujemy właściwie. Znacznie
łatwiej samemu sobie uświadomić swoje błędy, niż przyjąć uwagę od kogoś z
zewnątrz.
Z pomocą przychodzą nam nasi kochani
Święci. Warto wsłuchać się w ich głos. Przecież nie od razu stali się prawie
doskonali, też napotykali na wielkie trudności w pokonywaniu swoich ułomności!
Trzeba wielkiej pokory, by pokonać samego siebie, swoje wszystkie przypadłości!
Często wracam do Dzienniczka św.
Faustyny. Pisałam o niej wiele, wiele razy. Uważam ją za swoją serdeczną
przyjaciółkę, jej słowa są mi wskaźnikiem, jak żyć, jak zachować się wobec
różnych przeciwności (często zupełnie nieprzewidzianych).
Przyjacielem niezawodnym jest nam nasz
kochany Anioł Stróż, który nie tylko przy nas stoi – jak prosimy w modlitwie –
ale chroni nas i wysyła sygnały. Trzeba je tylko usłyszeć. Chcieć usłyszeć!
Wpis: 22 sierpnia godz. 9:01