O życzliwości przypominamy sobie najczęściej w
okolicy Świąt Bożego Narodzenia… I dobrze, bo to szczególny czas – czas, który
rodzi w naszych sercach ciepło i dobro! Bo czyż nie wzrusza nawet najbardziej nieczułych
widok małego Dzieciątka w betlejemskim żłóbku? Leży sobie mały, bezbronny Jezus,
w obskurnej stajence, zszedł z nieba,
aby przynieść nam zbawienie, pokój serca i samo dobro…
Narodziny Jezusa – to czas refleksji nad sobą samym,
nad swoim wnętrzem, również – nad swoją życzliwością… Zadajmy sobie kolejny raz
pytanie: Czy jestem życzliwy, życzliwa?
Życzliwość ma bardzo szeroki wymiar! To zwyczajne,
dobre słowo, skierowane do drugiego człowieka, to przyjazny gest, ciepłe
spojrzenie, to serdeczny uścisk dłoni, sygnalizujący: lubię cię, to
uśmiech, który potrafi zamienić łzę w radość, to gotowość do pomocy, to także
najzwyczajniejsza uprzejmość… To także radość z cudzego powodzenia! Ale również
- szczerze przekazany „znak pokoju” w czasie Mszy św.!
O życzliwości pisałam już wielokrotnie, ale uważam,
że nigdy jej nie za wiele w międzyludzkich relacjach, zwłaszcza w tym pięknym
czasie, który jest przed nami…
Bo gdy się Chrystus rodzi, otwierają się ludzkie
serca… Oby zawsze!