wtorek, 25 czerwca 2013

Stracić głowę dla Chrystusa?!


   Wczoraj Kościół obchodził uroczystość narodzin św. Jana Chrzciciela, a wraz z Kościołem wielu Janów, Jasiów, Janków, ale i różne Janki, Janeczki, Janinki, a wśród nich i ja… Mam ten zaszczyt, że jestem jedną z wielu podopiecznych wielkiego Świętego. Wspominam o tym z wyjątkowej przyczyny! A cóż to za przyczyna? Otóż otrzymałam wiele, wiele pięknych życzeń, pełnych serdeczności i przyjaźni… Choćby dlatego warto obchodzić swoje imieniny, aby usłyszeć tyle dobrych i życzliwych słów! Wśród życzeń było jedno zupełnie niezwykłe… I to właśnie skłoniło mnie, aby napisać o swoim święcie. Jakie to życzenie? Brzmiało tak: Święty Jan Chrzciciel stracił głowę dla Pana Jezusa… Życzę, aby pani też straciła głowę dla Chrystusa!

Życzenie zupełnie inne o innych, niezwykłe w swym wyrazie i jakże bogate w treści!!! Stracić głowę dla Chrystusa! Cóż to może znaczyć dla zwykłego śmiertelnika? W czasach dalekich od Jana Chrzciciela, gdy o bohaterstwo raczej trudno? Im bardziej wgłębiam się w treść tych słów, tym więcej dostrzegam możliwości… W XXI wieku też można stracić głowę dla Pana Jezusa! Bywa, że tracimy głowę dla pieniędzy, dla różnych idei, spraw mniejszej lub większej wagi… Tracimy głowę, gdy poraziła nas „strzała Amora”… Dlaczego więc nie można stracić głowy dla Chrystusa? Tak zupełnie bezinteresownie, z całkowitym oddaniem, bez jakichkolwiek oczekiwań…

Cóż zatem może to znaczyć? Myślę, że stracić głowę dla Chrystusa, to…

Przede wszystkim uwierzyć, że On jest - żywy i prawdziwy… Nie można bowiem tracić głowy dla kogoś, kto nie istnieje, kto jest fikcją…

Mieć pewność, że codziennie dla nas ponawia krzyżową ofiarę w każdej Mszy św.…

Że ukrył się w tym małym kawałku Chleba, aby być z Tobą i ze mną każdego dnia…

Uwierzyć w Jego miłość, nawet w najtrudniejszych chwilach życia…

To kochać Go, odwzajemniać Jego miłość…

Tęsknić za Nim, tak, jak się tęskni za ukochaną osobą…

Zachwycać się Nim każdego dnia – Jego dobrocią, cierpliwością i miłością; Jego wszystkimi dziełami…

Rozmawiać z Nim, powierzać Mu swoje radości i troski…

Mieć odwagę przyznać się do Niego w każdych okolicznościach, nawet za cenę utraty akceptacji środowiska…

Odważnie opowiedzieć się za prawdą…

Ufać Mu zawsze i bezgranicznie, również w najtrudniejszych momentach życia…

Modlić się o męstwo w nieustannym wyznawaniu przynależności do Chrystusa…
 

To taki test dla chrześcijan… Czy go zdałam? Czy Ty go zdałeś? Czy zdajemy egzamin my wszyscy, którzy uważamy się za katolików, czyli Chrystusowe dzieci?


Czy umiemy i chcemy stracić głowę dla naszego Pana?
 
 
 
 

      

sobota, 22 czerwca 2013

W kontekście modlitwy


Można i tak się modlić… Umieściłam tę modlitwę jakiś czas temu, jest ciągle aktualna - zarówno wtedy, gdy czujemy oschłość, jak i wtedy, gdy przeżywamy wielką radość serca…
 

Kocham Cię, Jezu,

za wszystkie dary,

których w swej hojności

nigdy mi nie skąpisz…

 

Kocham Cię, Jezu,

za poranki i wieczory,

za słońce i deszcz,

za śpiewy ptaków,

za wszystko piękno,

co rozsiewasz wokół,

za drzewa, obsypane kwieciem,

za fiołki i niezapominajki,

za wszystko, co okiem ogarnąć zdołam,

za radość i łzy, co oczyszczają duszę…

Za Twą obecność

w chwilach radosnych

 i w chwilach smutku,

gdy o pomoc wołam... 

 

Kocham Cię, Jezu, za tę ciszę błogą,

która wypełnia me serce…

 

Kocham Cię za ten mały kawałek Chleba,

w którym się ukryłeś, aby być ze mną

i każdym z nas…

 

Kocham Cię, Jezu,

za każdy dzień jasny

ale i pochmurny,

bo wiem, że jesteś,

że chronisz,

że czuwasz

a nade wszystko

tak bardzo mnie kochasz!

 

 

czwartek, 20 czerwca 2013

Trudności na modlitwie…

Bardzo się cieszę, że mogę się „podeprzeć” wskazaniami znanego autorytetu, nie muszę bowiem odsłaniać „kulisów” mojej osobistej modlitwy, byłoby to trochę żenujące… Są bowiem takie fragmenty życia, o których mówimy niechętnie, pragnąc je zachować tylko dla siebie… Jednak przytaczając wypowiedzi Jacquesa Gauthier’a, odnajduję w nich samą siebie i … to stwierdzenie niech wystarczy!
Dzisiaj chciałabym powiedzieć o trudnościach na modlitwie. Myślę, że doświadcza ich każdy w mniejszym lub większym stopniu! Ale nie powinniśmy się nimi zrażać, wręcz przeciwnie, trwać na modlitwie. Ufnie i z absolutnym przekonaniem, że Chrystus pomoże nam je przezwyciężyć.
Oddaję głos mojemu „przewodnikowi”…
Samo pragnienie modlitwy jest już modlitwą. Odnosisz wrażenie, że mówisz w próżnię? Co możesz o tym wiedzieć? Bóg bardzo pragnie, abyś z Nim rozmawiał. A jeszcze bardziej pragnie – byś Go słuchał.
Nie oczekuj, że otrzymasz coś niezwykłego albo doznasz niezwykłych wrażeń. Bóg jest przy tobie i to niech wystarczy.
Oczywiście dobrze jest stworzyć warunki jak najbardziej sprzyjające modlitwie, ale twoją najlepszą modlitwą jest ta, którą możesz ofiarować Bogu tu i teraz.
Choćbyś nawet stworzył sobie idealne warunki do modlitwy, zawsze znajdzie się coś, co ci przeszkodzi: zmęczenie, rozproszenia,, lenistwo, brak wiary. Choćbyś nawet uciekł na odległą pustynię, wnet się zorientujesz, że największą przeszkodą w modlitwie jesteś ty sam.
Ważne jest, abyś nie przestawał się modlić, abyś wpatrywał się w Jezusa, a nie w siebie, abyś rozmawiał z Nim, jak z przyjacielem. Modlitwa to zjednoczenie z Bogiem, zarówno w zgiełku, jak i w ciszy. Idzie nie o ciszę zewnętrzną, lecz o tę wewnętrzną, która prowadzi do wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem.
Nie masz chęci na modlitwę, wręcz zraziłeś się do niej… Jesteś rozczarowany, że nic nie czujesz, że twoja modlitwa jest oschła, a jedyne, czego doświadczasz, to smutek. A jednak modlisz się naprawdę!
Możesz poprosić Maryję, aby przyszła ci z pomocą.
Akty wiary, nadziei i miłości, podejmowane podczas modlitwy (…) sprawiają, że wkraczasz w rzeczywistość coraz bardziej intymnego obcowania z Bogiem, którego szuka twoje serce W poszukiwaniu Boga, w rozmowie z Nim, w rzeczywistości chwili obecnej, w pielęgnowaniu relacji z Bogiem kryje się coś wyjątkowego. Ten Bóg dał ci się poznać w Obliczu Chrystusa. Czytając Ewangelię, skup się na Jezusie, nawet jeśli nie czujesz smaku Bożego słowa, nawet jeżeli nie masz chęci się modlić… Przyjdzie dzień, w którym Bóg da ci zaznać smaku swojej miłości.
Trwaj tak długo, jak będzie to konieczne. Każda noc kończy się świtem.
                                                             *
Zapewniam wszystkich czytających, że warto czekać, nasz Pan pozwoli nam cieszyć się Jego słowem! Potrzeba tylko ufności i… cierpliwości!







 

wtorek, 18 czerwca 2013

Jak wykrzesać w sobie miłość do Chrystusa?

 
Wczoraj pisałam o wytrwałości w modlitwie… Zacytowałam słowa Jacquesa Gautier’a: „Ale wytrwać na modlitwie zdołamy jedynie dzięki żarowi pokornej i ufnej miłości, która całą nadzieję pokłada w Bogu.” No, i ktoś mnie zapytał,  jak wykrzesać w sobie tę miłość do Chrystusa…
A byliście kiedyś zakochani? To przypomnijcie sobie, gdy na Waszej drodze życia stanął ktoś, kogo dotąd nie znaliście, i nagle… olśnienie, iskra, porażająca, wielka… Iskra, która przeradza się w wielką miłość! Czy wtedy ktoś pytał, jak wykrzesać w sobie miłość? Pragniemy być z tą osobą jak najczęściej, wierzymy, że na całe życie, jesteśmy pełni euforii i wiary, że tak się stanie… Przepełniają nas najpiękniejsze uczucia, jesteśmy szczęśliwi…
 Podobnie jest z Chrystusem, nawet bardzo podobnie! Bo to ON staje na naszej drodze, ofiarowuje nam miłość – najpiękniejszą, jaką możemy sobie wyobrazić, jest czuły i dobry, pomaga, prowadzi i… nieustannie jest z nami! Jeżeli tylko tego zapragniemy!!! Iskra Jego miłości może się przerodzić w baaaaardzo wielkie uczucie… Ale … najpierw trzeba tę miłość przyjąć, a potem nieustannie pielęgnować, aby nie wygasła (oczywiście z naszej strony!). I powoli, powoli mała iskra może się przerodzić w wielki „żar miłości”!
Wszystkim życzę takiej porażającej iskry największej miłości Chrystusowej! Doświadczając jej, nigdy nie będziemy mieli problemu z modlitwą, bo to przecież nic innego, jak pragnienie nieustannego przebywania w promieniach tejże miłości! I absolutne przekonanie o wzajemności i wierności!!!!!!!
 
 
 
 

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Kolejne rozważania o modlitwie…

 
Św. Albert, którego wspomnienie obchodzi dzisiaj Kościół, powiedział tak: Jaka modlitwa, taka doskonałość. Nikt z nas nie może ocenić stopnia swojej doskonałości, ale każdy w jakiś sposób do niej dąży… Bo któż nie pragnie być doskonały, prawda? Modlitwa jest tą drogą, którą ku niej zmierzamy. Nie jest to wprawdzie jedyna droga, ale na pewno bardzo ważna w podążaniu do Pana Boga, warto zatem poświęcić jej więcej miejsca!
Cały czas odwołuję się do rozważań Jacquesa Gauthier’a… Dzisiaj kilka słów o wytrwaniu w modlitwie. Wydaje mi się to bardzo ważne, jakże często bowiem zniechęcamy się, gdy nasze prośby nie zostają wysłuchane – natychmiast i zgodnie z naszym pragnieniem…
„Apostoł Paweł regularnie nakłaniał pierwszych chrześcijan, by trwali na modlitwie, by nieustannie rozmawiali z Bogiem. Innymi słowy, by ich modlitwa stała się jak oddech, by całe ich życie było modlitwą.”
Może te słowa przeraziły niejednego z Was, bo jakże można się modlić nieustannie… Zapewniam, że nie jest to wcale trudne! Bo trwać na modlitwie, to wcale nie znaczy, by cały czas powtarzać słowa Ojcze nasz czy Zdrowaś Maryjo… Trwać na modlitwie - w moim przekonaniu - oznacza wewnętrzną ciszę, i przestrzeń, w której zawsze jest miejsce dla Pana Jezusa… A jeżeli mam w sercu to miejsce, to zachowuję się tak, jakby On był w pobliżu, czyli nie przeklinam, nie złoszczę się, staram się widzieć dobro w drugim człowieku, uśmiecham się do każdego… Obecność Chrystusa sprawia, że uświęca On każdą chwilę mojego życia, pomaga, prowadzi… A ja powierzam Mu swoje życie z wielką ufnością i zgodą na wolę Bożą!
„Ale wytrwać na modlitwie zdołamy jedynie dzięki żarowi pokornej i ufnej miłości, która całą nadzieję pokłada w Bogu. Będziemy się modlić, o ile naprawdę będziemy kochać Boga. Jeśli Bóg stanie się częścią naszego życia, to siłą naszej wiary, wytrwałością nadziei i żarem miłości staniemy do walki o prawdziwą modlitwę. Umocnieni mocą Bożego słowa, które podtrzymuje nas na modlitwie, zdołamy
przezwyciężyć ociężałość, lenistwo, znudzenie, rutynę;
zwalczyć poczucie, że modląc się, tracimy czas, że nie wiemy, co mówić i co robić, kiedy rozproszenia nie odstępują nas ani na krok;
przezwyciężyć pokusę, która mówi, że w czasie modlitwy nic się nie dzieje, że Bóg nie słyszy naszych próśb i że ich nie wysłucha.”   
 
 
 

piątek, 14 czerwca 2013

W kontekście filmu "Christiada"…

 
Nasi kapłani zorganizowali wyjazd na film Christiada… Chciałabym o nim powiedzieć słów kilka… Dla niewtajemniczonych podaję, że jest to dzieło historyczne, oparte na faktach; opowiada o przebiegu powstania w Meksyku, tzw. Cristiady, czyli Powstania Cristeros (Chrystusowców) w obronie wiary katolickiej. Moim zamiarem nie jest recenzowanie filmu… Powiem tylko tyle, że jest to film przejmujący w swej treści i niezwykle wzruszający w odbiorze… I pobudza do głębszej refleksji nad sobą samym, nad kondycją swojej wiary… A także nad swoją odwagą w przyznaniu się do Chrystusa w każdej okoliczności życia! Na szczęście nie doświadczamy takich sytuacji, jak Meksykanie w latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego stulecia, ale zdarza się, że życie stawia nas w takich okolicznościach, które wręcz wymuszają wyrażenie swojego światopoglądu…
Nie chcę tutaj narzucać jakiejkolwiek propozycji postawy, tę każdy homo sapiens i chrześcijanin musi ukształtować w sobie sam!  Dzielę się tylko pytaniami, które postawiłam samej sobie, patrząc na niezłomną postawę   Cristeros, a wśród nich kilkunastoletniego chłopca, który za cenę życia do końca wytrwał przy Chrystusie…
Zatem…
Jaka jest moja wiara? Tak naprawdę?
Czy umiem zawsze swoją postawą świadczyć o przynależności do Chrystusa?
Czy moje życie jest napełnione miłością Chrystusową?
Czy tą miłością umiem i chcę obdarowywać przyjaciół i… nieprzyjaciół?
Czy w najróżniejszych spotkaniach, gdzie najczęściej krytykowany jest Kościół i księża, mam odwagę stanąć w ich obronie?
Czy w imię Chrystusowej prawdy mam odwagę opowiedzieć się po stronie Bożych przykazań?
 
Dodaj swoje pytania, Drogi Czytelniku, a będziesz miał okazję do sprawdzenia jakości swojej wiary…
 
 
 

czwartek, 13 czerwca 2013

Miejsce modlitwy

W dalszym ciągu rozważamy sens modlitwy i wszystko, co z nią się wiąże… Dzisiaj stawiam pytanie, gdzie należy się modlić? Idę tropem  wskazań Jacques’a Gauthier’a i stąd to pytanie, które powinien postawić sobie każdy z nas. Łatwiej podeprzeć się wskazaniami mistrzów, niż ujawniać swoje doświadczenia, chociaż trudno ustrzec się tutaj własnych przemyśleń… Gdzie zatem należy się modlić? Podobnie, jak czas modlitwy, tak i jej miejsce wybieramy sami. Jeżeli kogoś bardzo kochamy, to pragniemy z nim być zawsze i wszędzie… I tak jest w modlitwie, bo to przecież nic innego, jak pragnienie najbliższego kontaktu z Chrystusem, z Bogiem  - w najróżniejszych miejscach i czasie, nieokreślonym jakimiś ramami. Osobie, którą kochamy, chcemy poświecić jak najwięcej czasu, być z nią, cieszyć się jej obecnością, rozmawiać z nią… I tak samo jest w modlitwie! „Bóg może się z nami spotkać o każdej porze dnia i nocy”, wystarczy Go poprosić, aby był… Nigdy nam nie odmówi swojej obecności!   
Autor cytowanej książki sugeruje, aby mieć stałą porę modlitwy i stałe miejsce, które „sprzyja modlitewnemu skupieniu, skłania nas do spędzenia czasu z Bogiem. Może to być dom, kościół, kaplica z Jezusem eucharystycznym, miejsce ustronne, które pozwoli nam zajrzeć do własnego serca. (…) Stanie się ono przestrzenią twojego spotkania z Bogiem.”
Ale zapewniam wszystkich czytających, że miejscem modlitwy może być każda przestrzeń, na przykład autobus, tramwaj, pociąg, droga, która prowadzi nas do kościoła i innych miejsc… Można doskonale się wyłączyć z otaczających nas zdarzeń i skupić się na Jezusie… Już chyba kiedyś pisałam o tym, że buddyści często podkreślają, jak medytują w różnych miejscach, zatłoczonych i – pozornie niesprzyjających skupieniu myśli… Nam, Chrystusowym dzieciom, też się to uda, wystarczy spróbować… Można się skupić i na przykład odmawiać Różaniec, która to modlitwa jest taka piękna i sięga samych progów nieba… Bo czymże jest medytacja? Przecież to nic innego, jak skierowanie myśli ku Bogu i trwanie przy Nim… Nie usłyszymy wtedy niecenzuralnych słów, które tak często padają w miejscach publicznych. Napełnimy się Bożą obecnością, która potrafi tak wypełnić i umocnić nasze wnętrze…
„Chodzi nie tyle o to, abyś oderwał się od życia, ile o to, abyś trwał w Chrystusie, który za sprawą Ducha modli się w tobie, w tej chwili, która właśnie przemija. Otwierasz się na obecność Bożą, pozwalasz, aby Bóg wypełnił cię swym pokojem. Pozwalasz Mu działać, nie kontrolując tego, co czyni. Wkraczasz w inny czas, w Boże „dzisiaj”. Twoja wolność stapia się z wolnością Boga, który prowadzi cię po swojemu, dając ci modlitwę, jakiej potrzebujesz. (…)
„Bez względu na to, czy jestem sam czy otaczają mnie inni ludzie, po prostu przymykam oczy i przyzywam Ducha Świętego, staję przed Bogiem i powtarzam w głębi serca imię Jezus.
Na koniec dodam jeszcze od siebie, że modląc się, doświadczam wewnętrznej ciszy i nieustannej obecności Chrystusa, który towarzyszy mi w chwilach radosnych i smutnych, który doskonale mnie rozumie, który po prostu jest zawsze, w każdym miejscu!
 
 
 
 

sobota, 8 czerwca 2013

Słuchając ptasiej modlitwy...


W ubiegłym roku o wiosennej porze pochwaliłam się, że codziennie bywam w filharmonii… Tej wiosny również, mimo że sporo w niej deszczu… Ale tym bardziej wsłuchuję się w muzykę, która płynie tuż pod moim oknem… Przypomnę ten wierszyk… To taki mały przerywnik w rozważaniach o modlitwie, chociaż może nie do końca, bo przecież ptaki też mają swoje modlitwy, którymi chwalą Boga. Zatem posłuchajcie raz jeszcze…  

 

Czy uwierzycie? Codziennie bywam w filharmonii…

Bo chociaż to czas beztroskich wakacji,

orkiestra gra pięknie, walc za walcem goni…

A ja z słucham muzyki pełnej kunsztu i gracji…

 

Gdzie? Kiedy? –pytacie z niedowierzaniem…

O trzeciej trzydzieści - codziennie nad ranem.

W pobliskim lesie wielka ptaków gromada

do muzykowania z entuzjazmem zasiada…

 

I rozpoczyna się niezwykle uroczysta gala…

Miejscem ptasiej orkiestry jest leśna polana…

Każdy muzykant instrumenty stroi,

by serca słuchaczy muzyką ukoić…

 

Pan kapelmistrz wkracza na podium, batutę podnosi,

wspaniale, uroczyście w smoking ubrany…

Słuchaczy o ciszę niecierpliwie prosi,

bo czas już najwyższy uderzyć w organy…

 

Prosi pana słowika o kilka tonów pięknych,

delikatnych, w czarowne dźwięki zaklętych…

Słowik się nie ociąga, kroczy zamaszyście,

dzióbek otwiera i… płyną trele doskonałe, czyste…

 

Ach, Panie Słowiku, łza kręci się w oku…

Skąd tyle w Tobie siły, tyle czystych tonów!

Pan Bóg tak Cię obdarzył! Wiesz o tym przecie,

że jesteś najlepszym śpiewakiem na świecie…

 

Płyną trele słowicze po wiosennym lesie,

a echo je w dal niesie… niesie… niesie…

 

Ale i inne ptaki grają też w orkiestrze…

Skowronek, kowalik i wiele innych jeszcze…

Kos na czubku wysokiego drzewa siada,

śpiewem o swych przygodach barwnie opowiada…

 

Perlistym głosikiem rudzik chwali Pana,

bo on najchętniej wypowiada się z rana…

Szpaki grają na flecie, a zięby chociaż jeszcze senne,

też skrzętnie się włączają w śpiewy wiosenne…

 

Dzięcioł włącza perkusję, bo co to za orkiestra,

w której na perkusję zabrakłoby miejsca!

Zatem puka dzięcioł, puka, puka sobie głośno

i zalotnie przytula do szumiącej sosny…

 

Sikorki w ruch puszczają bębny i talerze…

A trzeba wszystkim wiedzieć, że to ich pacierze…

 

Jaskółki – jako nieomylne zwiastuny wiosny,

wznoszą aż pod niebo okrzyki radosne…

 

Któż to śpiewa aż w czterech oktawach – zgadnijcie!

To łozówka – ze skowronkiem jej nie mylcie!

 

Państwo bocianowie wrócili już z Afryki,

przywieźli dzieci sporo, aż trudno je zliczyć…

Teraz bosymi nogami po trawie stąpają

i klekotem do orkiestry również się włączają…

 

Kukułka, co ukrywa się w wysokich drzew koronach,

w swym żarliwym kukaniu jest niezwyciężona!

 

I tak gra i śpiewa skrzydlata gromada…

O swych radościach Bogu opowiada…

Najpiękniejsze trele do Niego zanosi

i o piękny dzionek dla człowieka prosi…




 

 

piątek, 7 czerwca 2013

Czas na modlitwę


W ubiegłym roku napisałam taki wierszyk, w którym zadałam pytania Życiu… Przypomnę go, ponieważ nic nie stracił na aktualności…

 

Dokąd tak biegniesz?

Dokąd tak pędzisz,

Życie naszych minionych i obecnych lat…

Czy się nie boisz,

że w tym pośpiechu

zgubisz, co cenne,

co ważne i piękne…

I że nie zdążysz

zachwycić się wiosną,

zachwycić się latem…

I że jesieni nie dostrzeżesz uroków……

Że nie usłyszysz śpiewu słowika,

co przy blasku księżyca na skrzypeczkach gra…

Czy się nie boisz,

że tak wiele stracisz…

Że nie odkryjesz swoich powabów,

co urzekają każdego dnia…

Że cię ominie tyle pięknych spraw…

Że nie doświadczysz radości istnienia…

Że nie dostrzeżesz obok człowieka,

a w nim Chrystusa,

co na miłość czeka…

Zatrzymaj się, ŻYCIE!

Zwolnij…

Zachwyć się pięknem świata…

Podaruj sobie chwilę wytchnienia…

 

I dzisiaj dodam… Znajdź miejsce i czas dla Pana Boga, na modlitwę, która na pewno da ci siłę, wyciszy skołatane problemami serce i wskaże dalszy kierunek w tej trudnej drodze, którą podążasz…

*

„Najlepszym sposobem, by znaleźć czas na modlitwę, jest podjęcie modlitwy. Jeśli odkładasz modlitwę, aż będziesz miał na nią czas, to nigdy nie zaczniesz się modlić. Jeśli modlitwa stanie się dla ciebie tak ważna, jak ważna stała się Róża dla Małego Księcia – była dlań jedyna na świecie i wyjątkowa właśnie dlatego, że poświęcił jej czas – zawsze znajdziesz kilka minut na modlitwę. W modlitwie liczy się przede wszystkim intencja serca. (…) Aby się modlić, potrzebujesz jedynie

odrobiny wiary i miłości do Boga;

chęci wejścia z Nim w relację;

pragnienia, by rozmawiać z Nim tak, jak rozmawia się z przyjacielem.

On uczyni całą resztę. Czy więc spędzenie z Nim kilku chwil każdego dnia na modlitwie to zbyt wysoka cena za odkrycie Jego przyjaźni? (…)

Modlitwa jest tak prosta, jak oddychanie. Oswoi cię, jeśli zgodzisz się poświęcić Bogu czas; jeśli zechcesz lepiej Go poznać i pokochać. To prawdziwe wyzwanie dla tych, którzy żyją w biegu. A jednak czas, który spędzasz na modlitwie, nigdy nie jest czasem straconym, bowiem modląc się – kochasz i dajesz siebie, upodabniasz się do Chrystusa… (…)

Nikt nie podejmie decyzji za ciebie! I wiedz, że Bóg czeka, abyś zrobił ten pierwszy krok. On o wiele bardziej niż ty sam pragnie spotkać się z tobą, chce ci ofiarować swą przyjaźń, oswoić cię na miarę swego serca, urzec cię czułością więzi – bowiem w jego oczach jesteś kimś wyjątkowym.”

Jacues Gauthier