piątek, 19 sierpnia 2011

Dlaczego piszę o Jezusie…

     Ktoś zapytał mnie, dlaczego aż tyle piszę o Jezusie… Odpowiedź i łatwa, i trudna zarazem… Łatwa, bo mogę wyliczyć mnóstwo przyczyn, ale i trudna, bo nie jestem pewna, czy uda mi się to sensownie i przekonująco uzasadnić…
Na samym początku mojego blogu umieściłam obrazek Jezusa miłosiernego, wyjaśniając tego przyczynę… Internauci piszą o najróżniejszych sprawach – mniej lub bardziej ciekawych… Moim odniesieniem minionego i obecnego życia jest Chrystus!!! Zapewne trzydzieści – czterdzieści lat temu nie miałam takiej świadomości, jaką mam teraz, ale życie weryfikuje nasze postawy i ubogaca poprzez doświadczenia i ludzi, których stawia na naszej drodze… Było ich wielu i nadal jest wielu… Mam wrażenie, że dzięki nim ciągle się uczę być lepszym człowiekiem… Czy mi się to udaje? Nie zawsze jest to takie łatwe... 
Jakie miejsce w tej drodze ma Chrystus? Najważniejsze! Jak już wspomniałam wyżej, jest On „punktem” odniesienia we wszystkim, co robię… Może pomyślicie, że roszczę sobie jakieś szczególne prawa do tej opieki… Nic podobnego! Jestem najzwyczajniejszym człowiekiem pod słońcem, ale wiem, że to właśnie ON prowadzi mnie wśród burz i zakrętów, przynosi radość… Jestem przekonana, że ON pomaga każdemu, kto o to poprosi – ufnie i z wielką wiarą. Nie od razu i nie zawsze zgodnie z naszym życzeniem! Boża logika najczęściej jest inna od naszej – ludzkiej! Ale na pewno kieruje się największą miłością!
Miałam odpowiedzieć na pytanie, dlaczego piszę tak dużo o Chrystusie. Zatem odpowiadam…
 Ponieważ towarzyszy mi przez całe moje długie życie…
 Jego obecność uratowała mnie w czasie wojny…
 Wskazuje mi na popełnione błędy…
 Jest najlepszym doradcą…
 Pociesza w smutku, dzieli moje radości…
 Jest moim najlepszym Przyjacielem, któremu powierzam swoje troski…
 Wysłuchuje moich próśb…
 Chroni przed złem…
 Nigdy mnie nie zawiódł…
 Kocha mnie…

Nie wierzycie?! Każdy może się o tym przekonać – wystarczy gorliwie się modlić! Jezus czeka na każdego! ON naprawdę żyje i oczekuje naszej miłości – odwzajemni ją stokrotnie…

Ps. A dlaczego właściwie nie miałabym pisać o Chrystusie? W naszych codziennych i okolicznościowych rozmowach opowiadamy sobie o najróżniejszych sprawach, o ludziach, często poddając ich postępowanie surowej krytyce... Dlaczegóż nie mówić o Chrystusie, skoro zajmuje On ważne miejsce w moim życiu? Myślę, że gdybyśmy nauczyli się szczerze i otwarcie o Nim mówić, o swojej z Nim przyjaźni, wierząc, że taka może zaistnieć, to może we wzajemnych relacjach nie byłoby tyle złości i nienawiści... Bo właśnie On pokierowałby naszymi słowami, myślami i czynami... Często mówi się, że Bóg nie pomaga, a gdzie jest ten Bóg w naszym życiu? Jakie przeznaczyliśmy Mu miejsce? Jezeli nie mamy odwagi do Niego się przyznać, to On nikomu się nie narzuca...

Kilka lat temu, gdy nasz ks. proboszcz śp. Jan Szkopek zaprosił do parafii panią dr Wandę Błeńską, zachwyciłam się jej prostotą w wypowiadaniu swych myśli... Opowiadala o swojej pracy, podkreślając, że przede wszystkim uważa się za misjonarkę. Na moje pytanie, skąd czerpała siły w trudnym posługiwaniu chorym na trąd Afrykańczykom, odpowiedziała: z codziennej Eucharystii, ja kocham Jezusa. Uderzyło mnie to proste, a jednoczesnie niezwykle głębokie wyznanie. Pomyślałam wtedy, czy też umiałabym tak otwarcie powiedzieć o swej (acz bardzo nieudolnej!!!) miłości do Jezusa?! Na pewno tamto wyznanie dodało mi odwagi...